Gerard Migneault jest Pielgrzymem św. Michała od 53 lat. Jest obecnie jednym z siedmiu dyrektorów Instytutu Louisa Evena dla Sprawiedliwości Społecznej. Tak jak w poprzednich latach wykonywał on swoje obowiązki w czasie naszego kongresu i tygodnia naukowego w 2009 r. Jest on wiernym apostołem drogi od wielu lat i jednym z pełnoetatowych Pielgrzymów, który prowadzi spotkania w różnych regionach.
Pojechał on do Montrealu kilka dni przed rozpoczęciem kongresu w 2009 r., żeby zebrać subskrypcje, które pozwoliłyby mu osiągnąć jego cel – tysiąc prenumerat MICHAELA w ciągu roku. Gdy nie podróżuje w misji, zajmuje się instalacją elektryczną w naszych dwóch domach i załatwia wiele spraw w Montrealu, wyjeżdżając z domu o piątej rano, żeby zdążyć przed godziną szczytu. W samochodzie po drodze odmawia trzy różańce przed otwarciem sklepów. Chodzi na piechotę na Mszę św. we wsi i jest kierowcą naszych gości podczas kongresu, nawet jeśli przybywają oni bardzo późno w nocy. Robi to wszystko mimo swoich 78 lat.
Po dziesięciu dniach, w czasie których odbywał się nasz międzynarodowy kongres i tydzień naukowy w 2009 r., w poniedziałek rano, 7 września Gerard Migneault poczuł się bardzo zmęczony i został odwieziony na pogotowie w Granby, pobliskim miasteczku. Sądziliśmy, że było to coś mało ważnego, więc pojechaliśmy na zaplanowaną na ten dzień naszą pielgrzymkę do Oratorium św. Józefa w Montrealu. Pod wieczór, kiedy wracaliśmy do Rougemont [miejscowość w odległości ok. 40 km od Montrealu, gdzie mieści się siedziba Instytutu Louisa Evena], otrzymaliśmy telefon, że Gerard Migneault został przewieziony do szpitala Fleurimont, w mieście Sherbrooke. Był umierający.
Po przekazaniu informacji rodzinie, wielu Pielgrzymów św. Michała pojechało z ks. Eloi Yog Lambonem z Togo do szpitala. Kiedy tam przybyliśmy, zobaczyliśmy pana Migneault śpiącego po zażyciu leków i podłączonego do kilku maszyn. Dyżurna pielęgniarka powiedziała nam, że jest on umierający i nie ma nadziei na wyzdrowienie, więc ks. Eloi udzielił sakramentu ostatniego namaszczenia.
Następnego dnia spotkali się z nami kardiologowie, żeby wyjaśnić nam poważny stan jego zdrowia i możliwe opcje dalszego postępowania. Towarzyszył nam kardynał Bernard Agre, który spędził z nami cały tydzień naukowy i uczestniczył w kongresie w Rougemont. Pobłogosławił on pana Migneault i powiedział: „On nie umrze, módlmy się do Jana Pawła II".
Kardiologowie powiedzieli nam, że według ich diagnozy pan Migneault nie miał żadnych szans na przeżycie. W istocie to maszyny utrzymywały go sztucznie przy życiu i gdyby zostały one odłączone, umrze on w ciągu kilku godzin lub dni. Kiedy wróciliśmy do pokoju pana Migneault, chirurg, dr Couture, potwierdził opinie swoich kolegów. „Nie możemy operować pana Migneault, to bezużyteczne. Główna tętnica jest całkowicie zablokowana przy samym wejściu do serca, a wszystkie tętnice są kompletnie niewidoczne. Operacja jest niemożliwa".
W karcie Gerarda Migneault dr Cort stwierdza, że „nie jest on kandydatem do operacji, ponieważ tętnice sercowo-naczyniowe są niewidoczne, a więc nieoperacyjne". Następnego dnia usunięto balon tlenowy, ale pan Migneault żył. Powoli usuwano mocne leki, które utrzymywały normalne tempo pracy jego serca. Potem usunięto respirator.
Następnie pan Migneault obudził się ze śpiączki, w jakiej przebywał przez 11 dni, całkowicie przytomny. Następnego dnia usunięto wszystkie maski tlenowe. „Sprawdzili moje oddychanie. Było na 99, 99%", powiedział nam pan Migneault. Od tej chwili pielęgniarki nazywały go „naszym cudem". Inny lekarz, dr Pharand, powiedział mu: „Po raz pierwszy w swoim życiu widziałem taki przypadek jak Pański i bez wątpienia będzie on ostatni". Wydarzyło się z pewnością coś nadzwyczajnego.
W czasie, gdy Gerard Migneault przebywał w szpitalu, odprawiane były Msze Święte i wielu ludzi modliło się do Jana Pawła II o jego uzdrowienie. Wszyscy księża, którzy brali udział w międzynarodowym kongresie i tygodniu naukowym odprawili także Msze św. o jego uzdrowienie.
Po kolejnych badaniach dr Denyse Normandin postanowił go operować. Operacja trwała 5 godzin i dr Normandin spędził noc przy swoim pacjencie, żeby zapewnić dobrą opiekę po operacji.
Oto kilka notatek klinicznych zapisanych po operacji: „Pan Migneault jest pacjentem w wieku 78 lat, który jest bardzo słaby. Miał on poważny atak serca po zamknięciu tętnicy głównej i niemożliwe jest wykonanie angioplastyki. Cierpiał z powodu zapalenia płuc i szoku. Wprowadziliśmy balon aortalny i otrzymuje on duże dawki leków. Wszyscy chirurdzy szpitala w Sherbrooke odmówili wykonania operacji, a pacjent zdumiewająco, prawie cudownie, ocalał".
Po operacji pan Migneault opuścił szpital i został przeniesiony na miesiąc do centrum rehabilitacyjnego.
Dziś Gerard Migneault ma 80 lat. Wykonuje wszystkie stałe obowiązki w naszym zgromadzeniu. Był na kolejnej wizycie u swojego lekarza, który powiedział mu, że w jego wieku jest on w bardzo dobrej kondycji.
Bóg zwrócił życie Gerardowi Migneault bez wątpienia dlatego, że ma on jeszcze w nim coś do osiągnięcia. Pan Migneault szczodrze złożył ofiarę swego życia Bogu i całkowicie oddał się w Ręce Bożej Opatrzności, łącząc swoje cierpienia z cierpieniami Chrystusa. Niech Bóg będzie pochwalony, uwielbiany i umiłowany, ponieważ On jeden jest Panem życia.
Thérèse Tardif