French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Idę do domu Ojca

w dniu piątek, 01 styczeń 2010.

Odpowiedzi na pewne pytania

1. Jak to jest ze zbawieniem – lub potępie­niem – samobójców oraz tych, którzy umierają bez pojednania się z Bogiem?

Stawiających to pytanie można odesłać do  „kroków w kierunku sądu Bożego", wskazujących wyraźnie na to, że śmierć to wznie­sienie się ponad czas ziemski i jego reguły. Umie­rając można więc w jednym momencie dojrzeć duchowo i jakby wspiąć się na sam szczyt swojego (dogasającego) doczesnego życia, widząc je już bardziej z Bożej niż z własnej perspektywy. Można, doświadczając (przy konaniu) Bożej miłości, za­pragnąć odpowiedzieć na nią pozytywnie, nawet jeśli na ziemi się jej nie znało lub wprost ją odrzu­cało.

Jeżeli na każdym z powyższych etapów Bóg otrzyma od kogoś odpowiedź odmowną, napotka na opór i bunt – jest rzeczą oczywistą, że odrzu­cona Miłość Stwórcy i Ojca pozostanie bezradna wobec nienawiści stworzenia-przybranego dziecka. Może już tylko zatwierdzić ten wolny wybór nie­szczęśnika, odwracającego się plecami i rzucają­cego się na zawsze w kierunku królestwa ciemno­ści, buntu i rozpaczy.

Jak można się domyślać, nawet tak straszny wybór, podyktowany zapiekłą nienawiścią, wzbu­dza zadowolenie idącego na potępienie, że dał Miłości w twarz, że Jej „pokazał"1, iż potrafi się obejść bez Niej, a nawet Ją zasmucić…

Nie wiemy, czy nie zdarzają się sytuacje, w których zbliżenie się szatana, który miałby być wiecznym panem i towarzyszem nieszczęsnego człowieka, czyni na konającym takie wrażenie, że w ostatnim porywie rzuca się on ku Bogu i zdo­bywa się na żal, wystarczający do zbawienia. Twarz zmarłego może wtedy nosić na sobie ślad tej ostatniej walki, zachowując wyraz lęku czy prze­rażenia.

Są żyjący w grzechu, na których „koncie" przed Bogiem inni przez lata nagromadzili tyle ducho­wych ofiar i dóbr, że ze względu na ten skarbiec grzesznicy ci, konając, mogą otrzymać łaskę szczerego żalu i nawrócenia, choćby nawet ze­wnętrzne znaki do ostatniej chwili tego nie potwier­dzały.

Z powyższych więc, między innymi, względów nikt z nas nie jest powołany do osądzania umiera­jących, a wszyscy mamy być ich wspomożycielami na ostatnim etapie drogi do Nieba. Gdyby nawet poszli na potępienie, nasze duchowe ofiary nigdy nie pójdą na marne, gdyż z naszej pomocy skorzy­stają inni2.

Jednym ze znaków Bożego wybrania są różne cierpienia na ziemi, przyjęte bez buntu przeciwko Bogu. Powinniśmy natomiast niepokoić się o los tych, którzy żyją w niezgodzie z Bożym prawem, a do końca powodzi im się dobrze. Być może otrzy­mują oni doczesną nagrodę za jakieś niewielkie dobro, a po śmierci spotka ich wieczna kara.

2. Co zrobić, by na ziemi osiągnąć szczyt swoich możliwości, duchowego wzrostu, oczyszczenia, i już bez lęku, a nawet z rado­ścią, myśleć o czekającym nas Niebie? Może na tym „szczycie" śmierć stanie się naszą przyjaciółką…?

A. Różni święci w ciągu wieków, opierając się na Chrystusowej ewangelii, pod natchnieniem Du­cha Świętego wypracowali swoje własne reguły na dojście do takiej duchowej dojrzałości. Czyż więc lektura ich życiorysów oraz pism nie powinna być dla nas dobrą szkołą życia i pobożnego umiera­nia?

Nie musimy szukać daleko. Oto niedawne ogłoszenie przez Papieża świętej Teresy od Dzie­ciątka Jezus doktorem Kościoła miało wyraźnie na celu zwrócenie naszej uwagi na przebytą i opisaną przez nią „małą drogę" jako na drogę dostępną dla wszystkich. Stawanie się „dzieckiem", prawdziwe ubóstwo duchowe, wykorzystanie wszystkich licz­nych okazji w ciągu dnia do sprawiania radości Jezusowi, do składania Mu drobnych ofiar niedo­strzegalnych dla otoczenia, bezwzględna ufność i nadzieja pokładana w Bogu – oto niektóre z ka­mieni milowych wytyczających tę „małą drogę"3.

B. Nikt nie może marzyć o dojściu do Nieba bez swojego osobistego codziennego krzyża, jak uczy nas Chrystus Pan. Im ktoś odważniej, bar­dziej zdecydowanie, z zapominaniem o sobie, a za to w trosce o zbawienie innych (czyli w duchu apo­stolstwa na rzecz żyjących na ziemi i zmarłych) podejmuje i niesie swój krzyż, tym szybciej osiąga wysoki poziom świętości i przechodzi swój czy­ściec na ziemi. Jako dusza-ofiara od razu po śmierci rozwija skrzydła w locie ku swemu najpięk­niejszemu przeznaczeniu, z radością stając przed tronem Boga4.

Kościół przez wieki wzbogacał się w praktyki, które mogą pomóc w dobrym przygotowaniu się do przejścia przez śmierć5. Nic, oczywiście, nie za­stąpi dobrego życia, które samo w sobie jest przy­gotowaniem do dobrej śmierci, możemy jednak ponadto skorzystać z doświadczenia świętych i znanych ludzi oraz wskazówek od nich otrzyma­nych.

a. Noszący z pobożnością Szkaplerz karmeli­tański oraz wypełniający związane z tym praktyki otrzymują obietnice: 1) nie zaznają ognia piekiel­nego, 2) cieszą się opieką Matki Bożej w życiu oraz szczególną Jej opieką w godzinie śmierci, 3) zostaną wybawieni z czyśćca w pierwszą sobotę po swojej śmierci, jeśli zachowają czystość wła­ściwą dla ich stanu, 4) mają w życiu i po śmierci udział w dobrach duchowych zakonu karmelitań­skiego.

Jest rzeczą zastanawiającą, że 13 paździer­nika, w czasie ostatniego z objawień fatimskich, dzieci ujrzały (między innymi) Maryję w habicie karmelitańskim, a przecież Szkaplerz jest symbo­lem habitu tegoż zakonu, a więc i szaty Matki Bo­żej. Na temat Szkaplerza wypowiedział się dość obszernie Jan Paweł II w Liście Apostolskim wy­danym na 750. rocznicę jego ustanowienia, świad­cząc wobec Kościoła, że sam „od bardzo długiego czasu nosi Szkaplerz na swoim sercu".

b. Należący do stowarzyszenia o charakterze międzynarodowym, którego głównym celem jest przygotowanie członków do dobrej śmierci, po­twierdzają, że ta przynależność pomogła im lepiej żyć oraz z wielkim spokojem i ufnością w Boże miłosierdzie przybliżać się do kresu ziemskiego życia. Chodzi o Apostolstwo Dobrej Śmierci, prowadzone przez Misjonarzy Świętej Rodziny, którego głównym ośrodkiem w Polsce jest Górka Klasztorna (89-310 ŁOBŻENICA, tel. 67-268-0848). Już pierwszy stopień przynależności daje, w dniu przyłączenia się, możliwość zyskania odpustu zupełnego na godzinę śmierci oraz udział w dob­rach duchowych Zgromadzenia (zwłaszcza w owo­cach codziennej Mszy św. za żywych i zmarłych). Stopień drugi wymaga określonej modlitwy rano i wieczorem, trzeci – comiesięcznego uczestnictwa w sakramentach świętych. Apostolstwo Dobrej Śmierci obrało sobie za patronów Matkę Bożą Bolesną oraz świętego Józefa.

c. Mamy prawo oczekiwać, że Matka Boża, święty Józef, święta Barbara, jak też i inni nasi patronowie (z aniołami włącznie, ze świętym Mi­chałem Archaniołem oraz Aniołem Stróżem na czele), będą nam towarzyszyć w drodze na sąd Boży i do bramy Nieba. Trzeba Ich o to prosić  z ufnością przez całe ziemskie życie. Życiorysy nie­których świętych są potwierdzeniem tej prawdy. I tak np. św. Dominik Savio, ukazując się swemu wychowawcy św. Janowi Bosko w gronie zbawio­nych chłopców, oznajmił, że największą dla niego pociechą i umocnieniem w chwili umierania była obecność przy nim Najświętszej Maryi Dziewicy.

d. Pobożne odmawianie Koronki do Miłosier­dzia Bożego wiąże się z wielkimi obietnicami Pana Jezusa, który sam nas jej nauczył za po­średnictwem św. Faustyny (Święta widziała np., jak w czasie jej odmawiania Anioł – wykonawca Bożej kary nie mógł wypełnić swojej misji, zob. Dzienni­czek 474). Oto niektóre z obietnic:

Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wiel­kiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nie­skończonego miłosierdzia mojego (687).

Dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miło­sierdzie moje ogarnie je w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie (754).

Każdą duszę bronię w godzinie śmierci jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią – jednak odpu­stu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę, i poruszą się wnętrzności miłosierdzia mojego, dla bolesnej męki Syna mojego (811).

Przez odmawianie tej koronki podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą. Zatwardziali grzesznicy, gdy ją odmawiać będą, napełnię dusze ich spokojem, a godzina śmierci ich będzie szczę­śliwa. Napisz do dusz strapionych: gdy dusza ujrzy i pozna ciężkość swych grzechów, gdy się odsłoni przed jej oczyma duszy cała przepaść nędzy, w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza, ale z uf­nością niech się rzuci w ramiona mojego miłosier­dzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. Dusze te mają pierwszeństwo do mojego litościwego serca, […] do mojego miłosierdzia. Powiedz, że żadna dusza, która wzywała miłosierdzia mojego, nie zawiodła się ani nie doznała zawstydzenia. Mam szczególne upodobanie w duszy, która za­ufała dobroci mojej. Napisz: gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Oj­cem a duszą konającą nie jako Sędzia sprawie­dliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny (1541).

e. Ogromne znaczenie ma również inna prak­tyka, której domaga się Pan Jezus: cześć okazy­wana Jego Miłosierdziu, ukazanemu w obrazie z podpisem: Jezu, ufam Tobie.

Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…

Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miło­sierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu.

Te promienie osłaniają dusze przed zagniewa­niem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga (299).

Trzeba (w wyobraźni) postawić tych, za których chcemy się modlić, pod Krzyżem, i tam obmywać ich w WODZIE, która wypłynęła z przebitego włócznią Serca Jezusa (biały strumień z obrazu św. Faustyny); potem postawić ich pod strumie­niem Najświętszej KRWI Chrystusa (strumień czerwony). Z kolei wezwać świętych Aniołów Stró­żów i razem z Maryją Współodkupicielką powie­rzać te osoby Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, wprowadzając je przez to Najświętsze Serce, jak przez Bramę, do Nieba. Można posłużyć się przy tym następującą modlitwą (w której wszystkich: żyjących na ziemi, konających, zmarłych – okre­ślamy słowami: „my, nas"):

„Jezu, Boski nasz Zbawicielu, w obecności na­szej Matki Maryi oraz Aniołów Stróżów zbliżam się z wiara, ufnością i miłością do Twego Najświęt­szego Serca.

Ufny w Twoją Miłość do nas słabych ludzi, ob­mywam w Twojej życiodajnej, oczyszczającej WODZIE siebie i moich, zagrożonych napaściami duchów ciemności, bliźnich.

Błagam przez Maryję, zmyj bielmo brudu grze­chowego i ulecz nasze rany mocą Ran Twoich.

Oddając hołd, cześć i uwielbienie Twojej Naj­świętszej KRWI, zanurzam w niej dusze bliźnich… (imiona).

Tak oczyszczeni i naznaczeni Twoją KRWIĄ, prosimy Cię, Boże i Zbawicielu nasz, przyjmij nas do swego Serca, byśmy doznali ocalenia i uświę­cenia.

Jako Chrystus, nasz Zbawiciel i starszy Brat, przedstaw nas, prosimy, w godzinie naszej śmierci Bogu Ojcu, którego dziećmi jesteśmy. Amen".

f. Pan Jezus nauczył jedną z największych pol­skich mistyczek Wandę Malczewską następującej modlitwy za konających, zachęcając ją, by mówiła ją zwłaszcza w nocy, gdy się przebudzi:

„O najłaskawszy Jezu, Miłośniku dusz, bła­gam Cię przez konanie Najświętszego Serca Twego i przez boleści Matki Twej Niepokalanej, obmyj we Krwi Twojej grzeszników całego świata, którzy teraz w konaniu zostają i dziś jeszcze umrzeć mają.

Serce Jezusa konające, zmiłuj się nad umie­rającymi!

Serce Maryi współbolejące, módl się za cier­piącymi! Amen".

Testament

g. Doświadczenie uczy, że ogromnie ważne jest napisanie i pozostawienie, w miejscu dostęp­nym dla najbliższych, naszego testamentu. Może się on znajdować w kopercie zaklejonej, opatrzonej napisem: „Otworzyć w razie mojej śmierci". Może składać się z kilku różnych części, do których aż do śmieci możemy powracać i zmieniać ich treść, zaznaczając te zmiany datą i podpisem, ewentual­nie zastępując cały stary tekst nowym.

Jakie to części? Przychodzą na myśl w tej chwili trzy, a mianowicie:

I. Gdy ktoś dysponuje majątkiem, który chce lub powinien przekazać w spadku, niech załatwi te sprawy jak najwcześniej, omówi je ze spadkobier­cami, a nie zostawia ich na koniec życia. Jeśli cho­dzi o ważność dokumentu, uznawanego przez władze cywilne przy dochodzeniu roszczeń mająt­kowych (prawa do spadku), zainteresowanym po­winien kwestie te wyjaśnić notariusz, tym bardziej, że przepisy w tym względzie mogą ulegać zmia­nie6.

II. Głównym naszym zainteresowaniem w tej chwili jest strona duchowa testamentu – rozliczenie się ze swoim życiem oraz przekazanie bliźnim ostatniego słowa.

Nie wyczerpując zagadnienia, można je krótko ująć w punkty, które dobrze by było uwzględnić przy pisaniu tej części testamentu. Oto one:

1) Podziękowanie Bogu za życie, powołanie, ogrom łask, wspomożycieli na codziennej drodze krzyża – duchownych i świeckich, doświadczenia i próby, które – choć nawet wyglądały na zło i nie­szczęścia – okazały się błogosławione w swoich skutkach. Najlepiej jest uczynić to ogólnie, bez wdawania się w szczegóły7, chociaż znane wszyst­kim największe próby i najwspanialsze owoce warto wymienić.

2) Przeproszenie Boga za błędy życiowe, za zmarnowane łaski, za brak miłości do Niego ze wszystkich swoich sił i z całego swojego serca – także bez wdawania się w szczegóły, choć wyda­rzenia wszystkim znane można z pokorą wymienić.

3) Ogólne podziękowanie bliźnim, od najbliż­szych począwszy, za wszelkie dobro duchowe i materialne. Nigdy nie wiemy, co komu będziemy do końca zawdzięczać, np. w ostatniej chorobie czy w końcowych próbach życiowych. Podzięko­wanie może być bardziej szczegółowe, gdy istnieje prawie pewność, że jesteśmy u kresu ziemskiej wędrówki.

4) Ogólne przeproszenie wszystkich za wszystko, także za to zło, które mogło ich dotknąć z naszej strony, a z którego nie zdawaliśmy sobie sprawy. Żeby nie były to jednak same tylko ogól­niki, można ze skruchą odnieść się do niektórych swoich wad, zwłaszcza do tych, których przezwy­ciężenie było dla nas szczególnie trudne.

Na zakończenie tego punktu trzeba, w słowach jak najbardziej serdecznych, prosić o wybaczenie nam wszystkiego z miłości do Boga, który takiego pełnego przebaczenia oczekuje. „Nie wspominajcie mnie po mojej śmierci źle, nawet jeśli coś złego Wam uczyniłem, i proście za mną Boga, by mi wszystko wybaczył".

5) Słowa wybaczenia pod adresem wszystkich, których pozostawiamy na ziemi. Jeśli dotyczą osób i zdarzeń wszystkim znanych (gdy chodzi np. o zło, które spotkało nas ze strony władz, dręczycieli, złodziei), warto te okoliczności wymienić, co może być dla bliźnich pięknym świadectwem chęci po­jednania się ze wszystkimi. Nie może być jednak w tych słowach nawet cienia żalu do kogoś! Gdyby miał być, lepiej tych spraw czy osób wcale nie wy­mieniać.

6) Pożegnanie się ze wszystkimi, przy czym wobec najbliższych powinniśmy użyć słów jak naj­bardziej czułych i serdecznych. Słowom: „Do zo­baczenia w Niebie!" powinno towarzyszyć zapew­nienie, że będziemy towarzyszyć swoją modlitwą tym, których pozostawiamy, aż wszyscy spotkamy się przed tronem Boga. Warto dołączyć prośbę o to, by nie płakali po naszym odejściu, lecz wielbili Boga w tym, że wypełniła się Jego święta wola wobec nas: zabrał nas z ziemi do lepszego życia.

7) Ostatnia prośba: pomóżcie mi swoimi mo­dlitwami, zyskiwanymi odpustami, dobrymi uczyn­kami za mnie ofiarowanymi, a zwłaszcza Mszą świętą8 w mojej intencji, przejść ostatnie oczyszcze­nie i wejść do Nieba. Przed tronem Boga postaram się Wam odwdzięczyć za Wasze miło­sierdzie i pomóc Wam w tej drodze, jaką macie jeszcze do przebycia.

III. Na końcu mogę napisać to, co byłoby DO ODCZYTANIA NA MOIM POGRZEBIE. Dobrze, by to była oddzielna kartka, bo nie zawsze w pogrze­bowym zamieszaniu będzie komu ten punkt wypi­sać z całego testamentu. Punkt ten może zawie­rać:

• Wstęp (np. „Przyjmijcie, Drodzy, moje ostatnie słowa pożegnania, które dołączam do mego te­stamentu").

• Podziękowanie księdzu prowadzącemu pogrzeb (oraz służbie kościelnej) za udział w całym nabo­żeństwie.

• Podziękowanie wszystkim uczestnikom pogrzebu za udział w nim i za modlitwę.

• W ogromnym skrócie (najlepiej po jednym zdaniu w odniesieniu do kolejnych punktów) powtórzenie powyższych punktów od 3 do 7: dziękuję – prze­praszam – przebaczam – żegnam się z Wami – pomóżcie mi na ostatnim odcinku drogi do Nieba.

Ks. Jerzy Nemo

Książkę pt. „Idę do domu Ojca", wydaną przez wy­dawnictwo ATM, Warszawa 2009, 64 strony formatu 14 x 14 cm, z dołączoną do niej płytą kompaktową CD z tekstem książki przeczytanym przez ks. Kazimierza Orzechowskiego, w cenie 9 zł / $7 (koszt przesyłki wliczony) można zakupić w naszej redakcji. Książka posiada im­primatur Kurii Biskupiej Warszawsko-Praskiej.


Ks. Jerzy Nemo :  Pseudonim polskiego Księdza, który jest autorem książki pod powyższym tytułem. „Nemo” (z łaciny: „Nikt”). Ksiądz pisze we wstępie do swojej książki: „Nie bez wpływu na ten fakt [przyjęcie pseudonimu] miały jego osobiste prze­życia, w świetle których wszystko, co ziemskie (a więc i ziemska chwała) wy­dało mu się prochem. Pseudoni­mem nawiązał do postaci bohatera Vernowskiej powie­ści ‘200 000 mil podmor­skiej żeglugi’; o ile jednak tamten uratował rozbitka, przyjmując go na pokład swego podwodnego statku, ks. Jerzy Nemo czyni wręcz przeciwnie: każe swojemu ‘rozbitkowi’ – Czytelnikowi – zanurzyć się odważnie w oceanie śmierci fizycznej, by pomóc mu przejść przezeń do prawdziwego życia. Autor posługuje się w tej drodze głównie tekstem wło­skiej mistyczki Marii Valtorty, zapisanym w jej Qua­derni pod datą 14 lipca 1946 roku. Niekiedy cytuje go dosłownie (wtedy ujęty jest w cu­dzysłów), często jednak przetwarza go w taki sposób, by Czytelnik mógł odnosić go wprost do siebie, co po­zwoli mu na głębokie przeżywanie kolejnych etapów swojej własnej śmierci oraz na tworzenie czegoś w rodzaju jej scenariusza”.

1.) Słowom: „Ja ci pokażę!!!” towarzyszy często na ziemi wymachiwanie komuś pięścią przed nosem.
Ludzie wrażliwi uczuciowo, wyobrażając sobie piekło, mogą być przejęci litością dla potępionych i dziwią się, że nie zdobędą się oni na skruchę wobec Boga i prośbę o przebaczenie. Cóż jednak znaczy nasza litość wobec Miłosierdzia Bożego, nasłuchującego jakby od strony piekła choćby najcichszego wołania? Nie doczeka się go nigdy, gdyż potępieni są cali zanu­rzeni i utwierdzeni w złu, które nosi dla nich pozór dobra. W czasie egzor­cyzmowania złe duchy nazywały wieczną otchłań „na­szą chwałą dolną”… a więc od­wrotnością chwały Nieba, lecz jednak „chwałą”! Tak, ich chwała w tym, czego winni się wstydzić (Flp 3,19).

2.) Tym bardziej, że sytuacja odwrotna może nas zmylić: przy zewnętrznych oznakach pojednania z Bogiem dusza może pozostać w śmierci grzechu ciężkiego. Można tu powołać się na znany fakt z życia św. Ojca Pio. Pewna kobieta w czasie spowiedzi zapytała go o miejsce przebywania duszy swojego zmarłego męża. Święty zbladł, a potem bardzo wzruszony odrzekł: „Powiem ci, bo wiem, że to zniesiesz spokojnie: twój mąż jest potępiony na wieki”. „Ale przecież w szpitalu wyspowiadał się i przyjął namaszczenie chorych. Ojciec się pomylił!” – odpowiedziała. „Niestety, nie pomyliłem się. Wprawdzie to uczynił, ale nieszczerze, tylko dla oka ludzkiego, bez wewnętrznej przemiany”. 

3.) „Doktor” to ten, kto uczy, jak wskazuje na to łaciński źródłosłów. Teresa uczy nas przez swoje pisma, ale też uczymy się przez refleksję nad nimi, podjętą przez auto­rów tak licznych książek, wydanych w związku z ogło­szeniem jej doktorem Kościoła. 

4.)  Chrystus sam siebie nazywa Duszą-Ofiarą, pytając Gabrielę Bossis, czy chce być Jego siostrą (Gabriela Bossis, On i ja, Michalineum 1992, t. 3, s. 100, nr 109).

5.) Nie wszystkie ze znanych i rozpowszechnianych mo­dlitw i praktyk są godne polecenia, zwłaszcza gdy nie mają aprobaty prawowitej Władzy Kościoła (uznanie, jakim cieszą się ze strony księży, np. proboszcza czy spowiednika osoby mającej rzekomo „przekazy z Nieba”, oczywiście nie wystarczy!). Namnożyło się wiele koronek, nowenn, tekstów zawierających mnó­stwo fałszywych obietnic, na mocy których wszyscy za określone modlitewki mogą przyczynić się do zbawie­nia (nawrócenia, uwolnienia z czyśćca) tylu to a tylu dusz, ze swoją włącznie. Powstaje pytanie: czy pie­kielny Przeciwnik nie współdziała z wydawcami i pro­pagatorami, by wprowadzać ludzi w błąd? Czy nie za­biera im przy tym czasu, który mógłby być spożytko­wany na modlitwy i nabożeństwa polecane od wieków przez Kościół, z Różańcem na poczesnym miejscu…? Autor spotkał mężczyznę żyjącego w rodzinie, który codziennie „musiał” odczytywać przez sześć godzin pozbierane przez siebie modlitwy, a gdy tego zaniedbał, ukazywało mu się zwierzę, nasuwające myśl o zdradzie Boga!

6.) Można tylko radzić wszystkim, by nie odkładali tej kwestii na później (i to całymi latami), gdyż Anioł Śmierci może przyjść niespodziewanie, jak złodziej. Wtedy pozostawią swoim bliskim problem nie lada: włóczenie się po sądach, a może i kłótnie rodzinne, które mogą zacząć się przy ciepłych jeszcze zwłokach!

7.) Zwłaszcza z tego względu, że mając jeszcze ileś mie­sięcy albo lat życia przed sobą, ani nie znamy wszyst­kich owoców swoich czynów do końca, ani wydarzeń, które mogą okazać się tymi najbardziej znaczącymi. 

8.) W niektórych parafiach istnieje piękny zwyczaj zastę­powania pogrzebowych wieńców, jakżeż przecież kosztownych, ofiarami na Msze święte w intencji zmarłego. Tam, gdzie on nie istnieje, warto w tym miej­scu skierować swoją prośbę o uwzględnienie tego na swoim pogrzebie. 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com