French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Joga i medytacja transcendentalna

w dniu wtorek, 01 maj 2012.

Mistyka wschodnia

Joga należy do jednego z sześciu ortodoksyjnych systemów [filozoficznych] tradycji wedyjskiej, czyli jest jedną z sześciu „darsjan". Najważniejsze z nich to: Sankhja, Wedanta i Joga.

Joga należy głównie do systemu Sankhja. Nie będę zagłębiał się w teoretyczne szczegóły tego doniosłego dzieła napisanego przez [filozofa] Patańdźali. To, co my wiemy na temat Jogi jest bardzo wycinkowe. Mam tu na myśli, że to, co my, ludzie Zachodu, najczęściej wiemy na temat Jogi, ogranicza się do Hata Yogi, która jest jedynie maleńkim aspektem tego, co stanowi zespół technik cielesnych, których celem jest doprowadzenie adepta do duchowego doświadczenia Nirwany, Monkszy czy Samadhi – zależy do której tradycji religijnej należycie – to znaczy do fuzji, czyli wtopienia się jaźnią w wielką pierwotną wibrację kosmiczną.

Można oczywiście dyskutować na temat monizmu lub dualizmu. Monizm Wedanty, dualizm Sankhji, ale dla subiektywnego doznania to niewiele zmienia. Celem jest zawsze unicestwienie osobowego „Ja" w oceanie świadomości kosmicznej.

Słowo „świadomość" jest zawsze niejasne, bo jeśli bóstwo jest jedyne, to może być tylko bezosobowe. Charakterystyczne dla Objawienia judeo-chrześcijańskiego jest to, iż ośmielono się nie tylko pomyśleć, ale również przyjąć Objawienie i to boskiej Trójcy osób.

Kiedy św. Jan mówi nam, że „Bóg jest miłością", to pociąga to za sobą coś o wiele więcej, bo powiedzieć „Bóg jest miłością" oznacza wyłączyć definitywnie solipsyzm Boży, dlatego że aby kochać musi być nas dwoje, Bóg jest komunią osób.

Natomiast celem mistyki wschodniej jest, jak to stwierdziłem przy innej okazji, wtopienie się w rozmaite energie lub w bezosobową energię kosmiczną uważaną za świętą, za boską. Osoba lub jednostka przypomina falę w oceanie. Właściwie cały świat stworzony można przyrównać do oceanu. Głębia tego oceanu pozostaje niezmieniona. W miarę jednak posuwania się w kierunku powierzchni, jest on coraz bardziej wzburzony, a w sztormowe dni z wielkich fal odrywają się kropelki wody, które mogą wydawać się odrębnymi jednostkami. Wystarczy jednak, by ta kropelka wpadła z powrotem do oceanu, aby sobie uświadomić, iż posiada ona dokładnie tę samą naturę, co pozostała część oceanu.

Joga

Istnieją stosowne techniki polegające na takim opanowaniu energii, by mogły one stopniowo owładnąć tym, co stanowi mnie jako istotę somatyczną czy psychiczną po to, by całkowicie zanurzyć tę istotę w owych energiach kosmicznych uważanych za boskie.

Te techniki to przede wszystkim Hata Joga, Joga ćwiczeń fizycznych. Istnieją inne etapy wstępne, ale nie będę się w nich zagłębiał, bo w naszych krajach są one mniej znane. Chodzi więc o pozycje ciała, które mają za cel wyzwolenie energii mieszczącej się u podstawy kręgosłupa i przedstawianej w formie skręconego wokół siebie węża, który w tradycji hinduskiej nazywa się kundalini.

Przez odpowiednie ćwiczenie figur i skrętów ciała, szczególnie kręgosłupa, adept sprawia, że Kundalini podnosi się wzdłuż kręgosłupa i podnosząc się otwiera siedem węzłów energii, czyli tzw. Szakr, do momentu aż osiągnie Szakrę wieńcową u szczytu głowy. Szakry rozmieszczone są mniej więcej tam, gdzie w naszym ciele zlokalizowane są gruczoły dokrewne.

Chodzi więc o to, by energia przepłynęła tak, by otworzyć kolejne Szakry, aż do najwyższej w głowie. Kiedy Kundalini dotrze do najwyżej umieszczonej Szakry, to rzeczywiście spowoduje ona przeżycie – swego rodzaju – otwarcia się świadomości. Świadomość indywidualna zatraci się we Wszechbycie.

Tym fizycznym ćwiczeniom towarzyszą inne o nazwie pranajama, czyli sztuka oddechu. Jest to zespół dość skomplikowanych ćwiczeń, któych celem jest również przyciągnięcie, wciągnięcie tej energii Kundalini do góry. Faktycznie krąży ona dwoma kanałami Inda i Pingala, które się krzyżują, przecinają siedem razy, a każde skrzyżowanie to Szakra. Oplatają tak cały kręgosłup, a kończą się na szczycie głowy.

Kaduceusz lekarzy to właśnie te oba kanały-węże Inda i Pingala wraz z kanałem centralnym Szuszumna, całość zaś wieńczą dwie głowy wężowe. Nie jestem pewien czy wielu lekarzy wie o tym, że ich emblemat, jest symbolem, który wywodzi się z tradycji wschodniej i który jest poniekąd znakiem owego podnoszenia się poziomu energii kosmicznej w ciele adepta.

Ćwiczenia fizyczne, ćwiczenia Pranajamy – zatrzymywania oddechu, prowadzą – gdy Kundalini dochodzi do szczytu czaszki – do zatrzymania oddechu. Trzeba bowiem uściślić, iż chodzi tu o stan Nirwany, tego zanurzenia się w oceanie – odpowiada to w praktyce pseudo śmierci. Jest to stan katharsis, w którym oddychanie jest zawieszone, metabolizm bardzo silnie się obniża, bicie serca jest zwolnione.

Jest to stan, jakby nie było, wyjątkowy i którego nie sposób nazwać "naturalnym", ponieważ nie jest on zgodny z naturą.

To przesuwanie się Kundalini ułatwia również ciągłe powtarzanie Mantry. Ale tu wchodzimy w inny świat. Każda bowiem tradycja ma swoją mantrę. Zaczyna się od prostego „Om", Mantry uniwersalnej, gdzie „Om" jest jedną z wielu w tradycji tybetańskich.

Mantry są to wibracje akustyczne, które pozostają w rezonansie – według teorii – z pewnymi energiami kosmicznymi. Pozostają one również w rezonansie z naszymi Szakrami i sprzyjają ich otwieraniu się. Otwarcie Szakry wprowadza adepta w stan mediumniczny, to znaczy szczególnej zdolności odbioru energii odpowiadających długościom fal Mantry. Tak więc adept poprzez wszystkie te ćwiczenia otwiera się coraz bardziej na pewne energie, do tego stopnia aż się w nich zanurzy [zatopi] tak, że osobowe „Ja" zatraci się w tym wielkim oceanie.

Jest to „Wielki Ocean" o boskiej naturze, więc i my jesteśmy w tej – odważyłbym się powiedzieć – boskiej alchemii. Oto więc dlaczego Joga jest przede wszystkim praktyką religijną i czy to będzie Hata Joga, Pranajama czy powtarzanie Mantry, to jest to praktyka religijna i normalnie w Indiach, gdy wprowadza się kogoś w nową figurę Jogi, to dokonuje się to w kontekście tak zwanej Pudźa.

Pudźa jest małym obrządkiem religijnym, w czasie którego ofiarujemy siebie samych bóstwom Panteonu hinduskiego i tradycji religijnej, do jakiej chcemy przynależeć. Otóż adept ofiaruje się tej tradycji za pośrednictwem pewnych elementów symbolicznych, takich jak: ofiara z chusteczki, owocu, kamfory, laski kadzidła, ryżu itd. Nie będę zagłębiał się w symboliczne znaczenie tych elementów.

Następuje długa litania mistrzów, którzy rzekomo osiągnęli Nirwanę i bóstw, do których się trzeba zwrócić i które się wzywa. I to właśnie w czasie tego obrządku wszystko kończy się ukorzeniem się, adoracją i całkowitym oddaniem się tym bóstwom. Następuje wtajemniczenie w ćwiczenia fizyczne lub jakieś inne albo otrzymuje się Mantrę.

To właśnie ta część praktyczna jest w swej istocie religijna. Lubię powtarzać, że jest zawsze część teoretyczna i praktyczna. Teoria zawarta w księgach Wed jest wprowadzona w czyn poprzez wyżej wymienione praktyki.

A ponieważ chodzi o opanowanie energii, które są kosmiczne lub tajemne, to można uznać iż chodzi tu o alchemię lub magię, o magię, którą dana osoba wzbudza w sobie po to, by zrealizować tę fuzję, to wtopienie się w energie uważane za boskie.

Podkreślam to z naciskiem, ponieważ często słyszy się na Zachodzie ludzi mówiących: „Ależ ja uprawiam tylko Jogę, nie interesują mnie Wedy".

Bardzo możliwe, ale to tak jakbyśmy zażyli pigułkę, mając ślepe zaufanie do lekarza i mówiąc: „To, co ta pigułka spowoduje w mojej wątrobie, żołądku, mózgu nie ma najmniejszego znaczenia, mnie wystarczy fakt zażycia lekarstwa".

Oddzielacie tym samym konkretny czyn od teorii, praktykę od teorii, co tak naprawdę jest niemożliwe.

Wykonując taką czy inną figurę Jogi uruchamiacie całą filozofię i całą antropologię. Akceptujecie tę wizję człowieka, w której przeznaczeniem jego jest połączyć się z wibracjami, w której osoba, ze swoim indywidualnym charakterem, jaki posiada jest złudzeniem, a do tego dochodzi tajemnicze „Sansara", problem reinkarnacji i wszystko inne? Nie możecie oddzielić praktyki od teorii.

Nie wiem, nie zastanowiłem się i podałem przykład z lekarstwem, bo akurat taki przyszedł mi do głowy, ale może nie jest on najlepszy. Myślę jednak, że to zrozumiałe, że nie można uprawiać Jogi czy Hata Jogi i utrzymywać, że robi się to w celu uzyskania giętkości ciała, podczas gdy głównym celem tych ćwiczeń jest podniesienie poziomu Kundalini. Możliwe, że dojdziecie do tej giętkości ciała, ponieważ trzeba być giętkim, by móc wykonać te ćwiczenia, ale w żaden sposób nie możecie przeszkodzić, by Kundalini się podniosła, bo ćwiczenia są właśnie po to.

Zresztą właśnie to powtarzają bez przerwy tamtejsi guru, rozbawieni naszym zachodnim sposobem myślenia, w którym wydaje się nam, że możemy roddzielić te dwa elementy po to, by otrzymać tylko ten jeden konkretny efekt. Joga wywiera wpływ na całą osobę, na ciało, duszę i ducha. I nie możecie sami wybierać jednych skutków tylko dlatego, że nie życzycie sobie pozostałych.

To, co odnosi się do Hata Jogi, odnosi się również do Mantra Jogi. Mantra Joga jest jeszcze skuteczniejsza niż Hata Joga. Hata Joga, o której mówi się czasem: „Ależ ja ćwiczę tylko trochę i to od czasu do czasu".

Powiem wam, co pewien tamtejszy guru mówił mi w formie wisielczego humoru: „Jest wiele sposobów na podanie strychniny swojej teściowej! Możesz jej zaaplikować końską dawkę jednorazowo albo dodawać codziennie po jednej kropli do poobiedniej herbaty".

Przykład ze strychniną jest chyba zbyt mocny. Chodzi o to, że rzeczywiście możecie intensywnie uprawiać Jogę i otrzymać bardzo szybkie efekty. A jeśli ćwiczycie mniej intensywnie, to wyniki będą mniej brutalne, mniej gwałtowne. Każdego jednak dnia wprowadzacie, prowokujecie po trochu uwalnianie się Kundalini w kręgosłupie.

O co właściwie chodzi z tą energią Kundalini?

Na czym polegałoby zło w wyzwalaniu jej? Przy innej okazji mówiłem już o niejasnym charakterze tych słynnych energii tajemnych. Dodam więc tylko, że jeśli wasz pogląd na temat miejsca człowieka w hierarchii bytów odpowiada koncepcjom orientalnym, czyli hinduizmowi Wed, no to faktycznie trudno będzie wykazać sprzeczność z faktem podnoszenia się Kundalini. Jeśli wszystko jest boskie, zatem niejasność co do tych energii nie istnieje, ponieważ są one wszystkie boskiego pochodzenia. I to wszystko. I jeśli rzeczywiście wasze „Ja" będzie musiało rozpłynąć się, no to czemuż nie uprawiać Jogi?

Jeśli jednak wyznajecie koncepcję, że – przeciwnie – charakter osobowy jest doskonałością i że te tajemne energie, o których mówiłem przy innej okazji, są jednak niejasne i tak jak głosi Słowo Boże, powinno się je poddać rozpoznaniu, no to uważam, że trzeba sobie postawić w sumieniu te pytania, zanim podejmie się w celu zrelaksowania stosowanie technik, które okazały się tak skuteczne i które przynoszą, na krótką czy na dłuższą metę, zapowiadany efekt.

W przypadku Mantry jest to jeszcze bardziej oczywiste, gdyż energie owe są jeszcze bardziej gwałtowne. Taką znaną i często stosowaną techniką jest słynna „medytacja transcendentalna", znana z powodu skuteczności między innymi właśnie tych Mantr. Wielu hinduskich guru krytykowało ostro Medytację Transcendentalną i jej propagatora uważając, że jest to działanie nieodpowiedzialne ujawniać te tak skuteczne Mantry Zachodowi, nie uprzedzonemu o niebezpieczeństwie ich stosowania.

Mantra wyzwala podnoszenie się Kundalini i w przeciwieństwie do tego, co głosi reklama Medytacji Transcendentalnej, skutki są nie tylko pozytywne. Trzeba jednak przyznać, że Medytacja Transcendentalna ujawnia swą Mantrę w trakcie obrzędu wtajemniczenia, którego charakter religijny nie jest ukrywany.

Nie tak się ma rzecz w przypadku innych wtajemniczeń, np. Hata Jogi, w których usiłuje się zupełnie pominąć, przemilczeć charakter religijny. Tu mantra przekazywana jest podczas wtajemniczenia, który to obrzęd banalizuje się. Wszystko odbywa się w sanskrycie i żaden adept nie rozumie nic z tego, co mówi. Ma jednak powiedziane: „Możesz zachować całkowity dystans wobec tego wszystkiego".

Nie zapominajmy jednak, że osoba wtajemniczana obowiązkowo przynosi ze sobą wszystkie elementy "Pudźi", a poprzez te symbole prowadzący obrządek poświęca ją tradycji hinduskiej. I to właśnie tego, wtajemniczanego adepta zaprasza się – teraz czy w przyszłości – do złożenia hołdu wszystkim przedstawicielom tej tradycji.

Chcę wam bardzo jasno powiedzieć, iż jest to zupełnie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Kiedy pomyślimy, że każda Mantra odpowiada imieniu jakiegoś bóstwa z panteonu hinduskiego i że bardziej rozwinięte Mantry wyrażają to jaśniej, bo gdy dochodzi się do drugiego czy trzeciego stopnia wtajemniczenia to trzeba powiedzieć: „Korzę się i adoruję takie a takie bóstwo" – tu wymienia się imię – a wszystko w języku sanskryckim, czyli „takie abra-kadabra", z którego nic się nie rozumie. Nie przeszkadza to jednak byście przez 20 minut powtarzali akt adoracji bóstwa. Ten akt adoracji, tę Mantrę otrzymaliście w czasie wtajemniczenia, kiedy dokonaliście tego samego gestu.

Jak więc możemy twierdzić, że należymy do Chrystusa Pana i adorujemy samego Jezusa, Trójcę Świętą objawioną przez Jezusa Chrystusa i w tym samym czasie wymawiać dwa razy dziennie serię słów Mantry, które bez osłonek ujawniają to, co dla nas jest bałwochwalstwem.

Nie próbuję wydawać tutaj sądu na temat medytacji transcendentalnej i tradycji, która ją przekazuje. Ocenę tej tradycji wyraziłem już przy innej okazji. Chciałbym jedynie prosić was, by każdy trzymał się ściśle swoich raz wybranych przekonań. Jeśli zdecydowaliśmy się od początku na chrześcijaństwo, to trzeba umieć zrezygnować ze wszystkiego, co jest nie do pogodzenia z tym wyborem.

„Niech wasze tak będzie tak, niech wasze nie będzie nie, nie lubię letnich" – mówi Pan.

Nie możemy służyć dwóm panom naraz. Nie możemy mówić, że Jezus jest Zbawcą i adorować inne bóstwo, które dla nas jest nieuchronnie bożkiem.

W tym to znaczeniu wszystkie te praktyki, a z całą pewnością uprawianie Medytacji Transcendentalnych z wtajemniczeniem w Mantrę, z jej powtarzaniem, jest nie do pogodzenia z modlitwą chrześcijańską.

A Hata Joga, z powodów, o których mówiłem – ponieważ ma na celu to samo – jest nie do pogodzenia z wiarą, z życiem teologicznym, z życiem w Duchu Świętym, który otrzymuje łaskę bożą i powoduje przemianę dokonaną za pomocą tej łaski, a nie przez zanurzenie w tajemnych energiach naturalnych, co do których nieszkodliwości tak naprawdę nie mamy żadnej pewności, a które obciążone są hipoteką niejasności.

Moglibyście zapytać, czy nie można by nadać charakteru chrześcijańskiego tym praktykom i technikom medytacji transcendentalnej, jak uczynili to niektórzy?

To jest bardzo delikatny temat. Czy nie moglibyśmy, zamiast hinduskiej mantry, używać techniki Wschodu stosując ją do jakiegoś imienia np. Jezus czy Jeszua lub też Maranatha czy jakiegoś innego imienia wyjętego z Biblii?

Chciałbym odróżnić autentyczną modlitwę chrześcijańską od doświadczenia psychicznego, do którego wiodą te techniki.

Jak działa mantra?

Budzimy w nas dźwięk, który otrzymaliśmy podczas obrzędu wtajemniczenia. Pozwalamy, by ten dźwięk się snuł i by nasza uwaga podążała za nim. Nie chodzi tak naprawdę o koncentrację, ale o to, że pozwalamy, by ten dźwięk przejął inicjatywę. Tak więc to wewnętrzne słuchanie przyciąga uwagę umysłową, psychiczną: – jesteśmy zaangażowani w subtelne doświadczenie. To właśnie to subtelne doświadczenie przykuwa uwagę naszego umysłu.

Oto wycofujemy się ze zwykłego doświadczenia poznawalnego zmysłami i pozwalamy, by nasz umysł doświadczał w sposób subtelny, tzn. poprzez dźwięk. Pozwalamy też, by nasz umysł podążał za tym dźwiękiem. I co się dzieje w pewnej chwili? Dźwięk się przekształca i po rozlicznych ewolucjach w pewnym momencie wymyka się nam i umysł zostaje pozbawiony wszelkiego materialnego wsparcia w tym jedynym doświadczeniu siebie.

To doświadczenie poszukiwane w technikach medytacyjnych – wydaje mi się – jest czystym doświadczeniem psychicznym. Jest to doświadczanie jaźni przez siebie samą. Jest to doświadczanie psychicznej pełni. Taki rodzaj doświadczania wewnętrzności, ale bez transcendencji w immanentność natury psychicznej. To nie jest doświadczenie duchowe w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa, gdyż nasza antropologia chrześcijańska nie uznaje dualnego charakteru ciała czyli materii poznawalnej zmysłami i tej psychicznej.

My mamy „najgłębszą istność", jak mówi św. Teresa z Avila. Gdy św. Paweł mówi „duch" w Liście do Tesaloniczan, to mówi o ciele, duszy i duchu. Duch jest tym najgłębszym miejscem naszego jestestwa, którym otwieramy się na transcendencję.

Rozróżnia się „jaźń" psychiczną i „ja" duchowe. By poznać rzeczywistość duchowego „Ja" nie mamy innego miejsca poza Trójcą Świętą, ponieważ tak Osoba, jak cała doktryna Osoby wyrasta z kontemplacji trynitarnej.

Widzimy w Trójcy [Świętej], że Osoba określa się, jak to odważyłbym się powiedzieć, przez relację, np. Osoba Ojca określa się poprzez relację ojcostwa, łączącą Go z Synem. Określam Ojca jedynie poprzez Jego relację do Syna. Mogę mówić o Bogu w sposób dość ogólny, ale jeśli mówię o Ojcu, to mówię o Bogu jako Tym, który pozostaje w relacji do Syna. Syn zaś określa się swym synostwem, łączącym Go z Ojcem. Duch zaś określa się przez to, co nazywa się „relacją inspiracji" między Ojcem a Synem. Znaczy to, że osoba określa się w stosunku do innej relacjonalnie nie zaś substancjonalnie. Stanowi więc instancję relacjonalną.

Powiedziałbym, że osoba jest z samej swej natury zwrócona na zewnątrz. Ojciec w Bogu jest w pełni Ojcem, gdyż daje życie Synowi. Cała boska substancja jest w tym darze życia. Ojciec, mieszkając w Synu, jest na zewnątrz siebie. I dlatego Syn jest pełnym objawieniem Ojca, oblicza Ojca. Wraca On do swego źródła i jest w pełni Synem w chwili, gdy oddał się całkowicie Ojcu. Określa się to słowem „Kenoza" po grecku, które oznacza całkowity dar swej substancji, zupełny dar swego bytu.

To właśnie wychodząc od tej tajemnicy wzajemnego daru, należy rozumieć pojęcie osoby. Jest ona instancją zwróconą na zewnątrz.

Odkrywam, kim jestem w chwili, gdy wychodzę poza siebie w stronę kogoś innego. Na tym polega tajemnica Ewangelii: „Kto chce zachować swe życie, traci je, a kto czyni z życia dar dla innych, znajduje życie".

(Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne – J 12,25)

Ten, kto chce je zachować, zamknąć się w sobie, zamyka się w swej jaźni psychicznej i cielesnej, powie św. Paweł. Ten zaś, kto zgodzi się, by stracić swe życie, czyniąc zeń dar, odkrywa swój wymiar osobowy, będący wymiarem duchowym w perspektywie chrześcijańskiej.

Wymiar duchowy jest odkrywany w miarę jak czynimy z siebie dar na podobieństwo Jezusa. Jezus ujawnia nam na Drodze Krzyżowej prawdę naszego istnienia, które jest osobowe i otwarte na zewnątrz:

„Nie ma większej miłości, jak gdy ktoś oddaje życie swoje za tych, których kocha".

To w tym całkowitym darze odkrywamy kim jesteśmy, wychodząc poza nas samych, otwieramy przestrzeń na przyjęcie kogoś innego. Istnieje taki rodzaj wymiany w międzyosobowych relacjach miłości. Jest „Circumencession", jak to określa język trynitarny, taki rodzaj dynamiki, wymiany, jaka dokonuje się w tym wzajemnym darze.

I tu już jesteśmy na gruncie duchowości. Myślę, że omówiłem mniej więcej to, co staram się wyjaśnić, a mianowicie, że istnieje doświadczenie wewnętrzności, które niekoniecznie jest doświadczeniem duchowym. Jest to skupienie się na sobie, wychodząc ze świata zmysłowego, z doświadczenia poznawalnego, przez wycofanie się ze zmysłów.

Jest to ta słynna transcendencja, o której mówi Medytacja Transcendentalna; wychodzę poza zmysły i udaje mi się przeżyć doświadczenie czysto psychiczne, coś, co nie jest łatwe do osiągnięcia, ponieważ istnieją zawsze interferencje z tym, co zmysłowe, moja psychika jest bez przerwy przyciągana ku wnętrzu.

Muszę więc sprytnie obejść tę zewnętrzność i dojść wyłącznie do wewnętrzności, która to wewnętrzność nie oznacza wcale doświadczenia duchowego w pojęciu chrześcijańskim.

Ta wewnętrzność może być równie dobrze doświadczeniem psychicznym, zamknięciem się jaźni w sobie samej, takie nie zatrzymanie się nad swoją jaźnią.

Pomyślmy, jaki jest Budda, w pozycji lotosu. Wszystkie energie skupione na pępku. Jest to fgura, która jest powrotem do pozycji płodowej, gdzie najgłębszym wymiarem, jest ten duchowy wymiar relacjonalny – o którym mówiłem, że jest wyjściem w stronę tej drugiej osoby. W przypadku płodu jeszcze tego nie ma, wymiar ten istnieje dopiero jako możliwość – bardzo realna i która rozwinie się w odpowiednim czasie, ale małe dziecko – wszystko w swoim czasie – to małe dziecko musi najpierw samo się rozwinąć. Jego wymiar duchowy, powiedziałbym, jest jeszcze uśpiony. Jest ono całkowicie skupione na sobie. Wiemy, jakie są dzieci, bez wątpienia natura właśnie tak chce, trzeba najpierw, żeby się one same rozwinęły.

A więc pozycja Buddy jest pozycją płodową. Wszystkie energie ześrodkowane na mojej własnej jaźni, przy czym ta jaźń jest czymś innym, niż Ja = ego.

Jaźń jest instancją, tym, co właśnie przeszkadza naszemu „Ja", ponieważ nasza jaźń zamknięta w sobie samej nie pozwala naszemu „Ja" na akt oddania się.

W tym całe sedno walki duchowej: umieć umrzeć dla swej jaźni, dla swego ja = ego po to, by międzyosobowa relacja miłości mogła się wyzwolić z inercji naszej jaźni, aby poprzez ten dar mogła się urzeczywistnić i rozwijać tak, byśmy mogli siebie odkryć. Ale to za cenę tego daru z siebie [czyli osobowego „Ja"].

Tymczasem tu mamy doświadczenie psychiczne, które jest skurczeniem się zmysłów, psychiczne doświadczenie swego rodzaju wewnętrzności. Niebezpieczeństwo polega na tym, iż jest to fascynujące. Odpoczynek w jaźni psychicznej jest czymś fascynującym i niezwykle przyjemnym. Jest to odpoczynek jaźni w jaźni. Taki rodzaj samozadowolenia, coś bardzo, bardzo przyjemnego. I to tym bardziej, że nie ma interferencji ze strony „ja", mogę więc zażywać spoczynku w tym stanie „nieważkości psychicznej", stanie fuzjonalnym, czyli stopienia się z energiami naturalnymi, odczuwalnymi na tym poziomie psychicznym, bez udziału zmysłów, pozwalającym na większą subtelność doznań.

Myślę, że można tu mówić o jakimś wędrowaniu, o ruchu wstecznym: trochę jakby, jeśli użyć terminów z psychologii, o rodzaju cofnięcia się w stronę łona matki. O całkowitym wyabstrahowaniu się ze świata zmysłowego, który jest jednak bardzo stresujący, w taki rodzaj u f f!... jak również o oderwaniu się od sfery duchowej, tej sfery gdzie „Ja" musi się uczyć podejmowania odpowiedzialności, co jest zawsze rzeczą przykrą lub gdzie „Ja" mogło również przeżyć jakieś bolesne, raniące doświadczenia, bo przecież jest się całkowicie skupionym na tym wzniesieniu sfery psychicznej, które nie ogarnia zupełnie sfery odpowiedzialności osobistej.

Jestem w czymś w rodzaju fuzji [wtopienia się] z naturą na poziomie, gdzie nie obowiązuje mnie odpowiedzialność. Nie jest to poziom odpowiedzialności. Taki podwójny błogostan naturalny.

Powiem wam, że nadanie mantrom hinduskim charakteru chrześcijańskiego, stosowanie ich w sposób, jaki proponuje technika hinduska, by odkryć ten stan wewnętrzności psychicznej, nie jest pozbawione ryzyka.

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com