French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Juliusz Słowacki - mistyk i prorok

w dniu czwartek, 01 styczeń 2009.

200. rocznica urodzin i 160. rocznica śmierci (1809-2009)

„Rzeczpospolita", 10-11 stycznia 2009. – Sejm przyjął przez aklamację uchwałę w sprawie ogło­szenia 2009 Rokiem Juliusza Słowackiego. W tym roku przypada 200. rocznica urodzin i 160. rocz­nica śmierci poety. Zdaniem posłów poezja Sło­wackiego „pozostaje i pozostanie jednym z naj­ważniejszych dokonań polskiej literatury", a jego twórczość „to najwyższej próby romantyzm o wy­miarze europejskim". Słowacki żył 40 lat, napisał 13 dramatów, blisko 20 poematów, setki wierszy i listów.

*    *    *

Przedstawię Państwu duchowe i religijne życie poety Juliusza Słowackiego na podstawie frag­mentów tekstu Cypriana Kamila Norwida z „Czar­nych Kwiatów" o ostatnich dniach życia Juliusza Słowackiego i parę fragmentów listów do Matki Poety z Paryża z lat 1843-1845 oraz fragmenty wybranych utworów poetyckich.

Cyprian Kamil Norwid

„Czarne Kwiaty"

„Było to więc jakoś około piątej godziny po południu, kiedy przedostatni raz byłem tam u Ju­liusza Słowackiego, który właśnie kończył obiad swój, z zupy i pieczonej kury składający się. Sie­dział przeto Słowacki przy stoliku okrągłym na środku pokoju, ubrany w długie podszarzane pa­letot i w amarantową spłowiałą konfederatkę, ak­centem wygody na głowę zarzuconą. I mówiliśmy tak o Rzymie, skąd właśnie że niezbyt dawno przybyłem do Paryża1 – o niektórych znajomych i przyjaciołach – o bracie moim Ludwiku, którego ś. p. Juliusz rzewnie kochał2 – o Nie-boskiej komedii, którą wysoko bardzo cenił – o Przedświcie, który miał za piękne dzieciństwo…3 Także o sztuce, że wpadła w mechanizm – także o Chopinie (który żył jeszcze), a o którym Juliusz pokasłując rzekł mi: „Parę miesięcy temu spotkałem jeszcze tego mory-bunda…" – sam wszelako pierwej od Fryderyka Chopina odszedł ze świata widzialnego, umarłszy4.

Do pokoiku tego, który, jak Juliusz mawiał: „zupełnie byłby dla szczęścia człowieka wystar­czającym, gdyby nie to, że w jednej stronie jego kąty nie są zupełnie proste, źle będąc skwadrato­wanym" – do tego, mówię, pokoiku innego dnia wieczorem wszedłem był, a Juliusz stał przy komi­nie, fajkę na cybuchu długim paląc, jak to używa się w Polsce na wsi;

…Pod koniec rozmowy mówił mi: „Piersi, piersi nadwerężone mam, każą mi już tylko cu­kierki jeść, co chwilowo łagodzi kaszel, żołądkowi za to o tyleż szkodząc. Przyjdź jeszcze w przy­szłym, w zaprzyszłym tygodniu, potem… czuję, że niezadługo i odejść z tego świata przyjdzie mi.

W następującym tygodniu pośpieszyłem znowu zajść do Słowackiego, ale spotkałem kogoś (można by rzec: z uczniów jego)5, który odeń powra­cał, a było już ciemno – i ten powie­dział mi: „Jutro lepiej zajdź do Juliusza, bo dziś właśnie dlatego wyszedłem od niego, iż nieswój jest…" – „Jakże się ma?" – pytałem. – Nie wiem – odpowiedział mi – ale tyle ci tylko powiem, iż, wedle słów Juliusza, bardzo wątpi o zdrowiu swym i zawzywał już dzi­siaj pomocy i opieki ś. Michała Archanioła, tusząc, że mu to sił na jakiś czas uży­czy". Te słowa usły­szawszy (lubo bez dwuznacz­nego zadziwienia, bo wiedziałem, że Słowacki bardzo religijny był), na inny dzień odwiedziny moje odłożyłem.

Ten inny dzień w następnym tygodniu wypadł, ale już to o rannej godzinie było i było to tak, że wszedłszy pierwszy widziałem ciało zimne Juliu­sza, bo w nocy poprzedniej. Sakramentami opa­trzony (list od matki swej, nadeszły właśnie w chwili skonania, odczytawszy6), zasnął śmiercią i w niewidzialny świat odszedł. Mało piękniejszych twarzy umarłego widzi się, jako była twarz Sło­wackiego, rysująca się białym swym profilem na spłowiałym dywanie ciemnym, coś z historii pol­skiej przedstawiającym, który łoże od ściany dzie­lił. Ptaszki zlatywały na niepielęgnowane doniczki z kwiatami – krzątano się około pogrzebu".

Juliusz Słowacki. Syn poety-profesora Euze­biusza i Salomei z Januszewskich urodził się 4 września 1809 r. w Krzemieńcu, lata zaś dziecinne i młodzieńcze spędził w Wilnie, w środowisku pro­fesorskim i literackim, tam uczęszczał do gim­na­zjum i studiował na wydziale prawnym. Po ukoń­czeniu uniwersytetu, w początkach r. 1829, prze­niósł się do Warszawy, gdzie pracował w ów­cze­snym ministerstwie skarbu. Powstanie listopa­dowe, które powitał kilku utworami poetyckimi, odbiło się na życiu młodego poety w ten sam spo­sób, jak na życiu całego jego pokolenia, wyrzuco­nego po krwawym stłumieniu rewolucji na doży­wotnią emigrację. Słowacki w marcu 1831 wyje­chał do Niemiec, skąd po kilku miesiącach udał się jako kurier rządu narodowego do Londynu, od września zaś osiadł we Francji, która odtąd stać się miała jego wygnańczą ojczyzną.

Juliusz Słowacki zmarł w Paryżu 3 kwietnia 1849 r. na ręku Zygmunta Szczęsnego Feliń­skiego, późniejszego arcybiskupa warszawskiego i wygnańca. W tym roku obchodzimy 200 rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego, mistycznego i pro­roczego wieszcza, który w swej wizji przepowie­dział Słowiańskiego Papieża.

O! nieszczęśliwa! O! uciemię­żona…

O! nieszczęśliwa! O! uciemiężona

Ojczyzno moja – raz jeszcze ku tobie

Otworzę moje krzyżowe ramiona,

Wszakże spokojny, bo wiem, że masz w sobie

Słońce żywota.

*    *    *

Oto fragmenty listów do Matki i poezji Juliusza Słowackiego:

Do matki

W ciemnościach postać mi stoi matczyna,

Niby idąca ku tęczowej bramie –

Jej odwrócona twarz patrzy przez ramię,

I w oczach widać, że patrzy na syna.

.   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .

Droga moja – wierz mi, że najmniejsza rzecz nie jest trafem, ale dopuszczeniem Bożym i po­trzebną do wielkiego celu – tym zaś celem jest sprawa Jego święta, to jest postawienie całej ludz­kości na wyższym szczeblu, gdzieby wszystko z miłości płynęło. Wypracuj i to, a obaczysz, jak wielkie odmiany w narodach zajść muszą, a na­rody, które najbardziej cierpiały, muszą przewod­niczyć, bo wszakże niewiele mają do porzucenia, a serca przebolałe są bliższe Boga… Ufaj więc! ufaj więc! i całą siłą, i całą miłością bożą wołaj tej chwili, którą On podług wołania ludzkiego, a w braku wołania i sam ze swej litości przyśpieszy…

Ty głos cierpiący podnieś – I niech w tobie…

[Do A. Czartoryskiego]

Stój! Stój! – gdy przyjdzie w powietrzu ów święty,

Wróci raj, naszą utracony winą,

Liczyć zaczniemy rok nowo zaczęty

Z Panem w jasnościach; pieśni nawet miną,

Poganie ducha pójdą ze zwierzęty

Otaczać obóz ducha, lecz poginą:

Światłość je miasta świętego uderzy,

Odejmie im głos, wzrost grobami zmierzy.

    – bo wiesz Ty, droga, że my od wieków pra­cujemy już, a małośmy bardzo zrobili roboty. Opatrz się na siebie, tak jak ja się na siebie opa­truję i rozliczam z siłami moimi; oto nawet nie­zdolni jesteśmy ciągle czuć w sobie tej młodości silnej ducha naszego, która czuje się zawsze i wszędzie taką zdrową, że światy przeżyje. A wiesz Ty, dlaczego tacy jesteśmy? oto dlatego, że często pozwalaliśmy, że nas fala smutku gięła i kładła na ziemi; a często też, mając jaką robotę, czyniliśmy ją własnymi siłami nie pijąc ciągle ustami z Boga siły i mocy twórczej – stąd to moc nasza wyczer­pała się. Ileż razy cała moc ducha naszego poszła na fajerwerk spalony przed oczyma kochanej osoby – ileż razy oddaliśmy wszystko, co w nas było, a potem ze smutkiem wypróżnionego z ognia posągu czekaliśmy ponuro na stronie, aż się ciało rozsypie – dusza z takiego ciała wychodząca ro­dziła się znów już smętna, już pełna rozpaczy i zachceń niewymówionych, i często prawie wzy­wała Boga, ażeby się przed nią usprawiedliwiał, dlaczego z taką ją na świat przysłał naturą.

O Polsko moja! tyś pierwsza światu

Otwarła duchem tajemnic wrota,

Czeluść, co błyszczy święta i złota,

Królestwo potęg i majestatu.

/I w/ tobie widać bijące serca,

 

Wieki sprowadza w jedną godzinę.

Nie zna przypadku ani humoru,

Ani się cofa, ani kołysze –

Według jednego Chrystusa wzoru

Wszystko na ziemi wiąże i pisze.

Wpadam na jedną z najdziwniejszych myśli… czy w kwietniu około 20… nie zostałaś przerażoną – jakim znakiem widzialnym duchowym – we śnie lub na jawie –?… bo (ale tego, co piszę, nie po­wiadaj nikomu) jam był – uderzony światłami nie­bieskimi widzialnie – przy największej spokojno­ści krwi i zmysłów – a z taką potęgą, że chyba po śmierci coś podobnego uczuję… bo w ciele więcej bym nie wytrzymał. Jeżeliś nic podobnego nie czuła, zapomnij o tym, co piszę… a sama nie chciej modlitwą ani egzaltacją prosić o takie rze­czy… bo grzech byłby może i niebezpieczeń­stwo… Proszę – poważnie weź do siebie te słów kilka – a po świecie ich nie rozrzucaj – bo nie są dla świata – ale dla Ciebie, którą sądzę świętą.

Ty chcesz ode mnie opisu stanu mego… może nawet widzisz mnie z daleka w jakiejś nadzwy­czajnej egzaltacji, podobnym do ludzi, których zwykle mistykami zowią… Otóż raz na zawsze proszę Cię, nie zwątp o mojej wnętrznej ducha spokojności… rozmiłowany w prawdzie i w praw­dach, którymi przez Boga nakarmiony byłem, czy­nię, co mogę, abym się czysty, szlachetny, niczym nie skalany w obliczu i przed okiem Stwórcy mo­jego zawsze stawił… różnica moja z ludźmi jest ta, że z innego źrzódła niż oni biorę wiedzę moją… a stąd często przeciwko opiniom czynić lub mówić muszę – i ta jeszcze różnica, że kiedy oni obojętnie schodzą się dla zamienienia wzajemnego kilku foremnych myśli, ja do każdego zbliżam się niby do brata…

O tych ogniach, które mię widzialnie ochrzciły, pisałem Tobie. Nie trwóż się ani też uważaj tego za skutek krwi, za halucynacją, bo srodze obraziłabyś w tym prawdę serdeczną, z którą piszę do Ciebie… Ta myśl, że tego dawniej nie było, albo że: to doktorowie wytłumaczy- li, niech Ci nigdy nie staje na drodze w wierze – jak ani pod doktorów sąd, ani pod sąd wiekowych doświadczeń nie schylę głowy mojej… Czego dotąd nie było – będzie – skoro mocniejszymi bę­dziemy w uczuciu synostwa Bożego, które Chry­stus nam zostawił jako najpiękniejsze i najświętsze dziedzictwo.

Zachwycenie

.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .

Bo mój Stworzyciel znalazł mię na ziemi

I napadł w nocy ogniami złotemi…

 

Bo Pan, mówiący w objawieniu: Jestem,

Napadł mię w ogniach z trzaskiem i szelestem.

 

Przetoż się, Panie, wiecznie upokorzę

Pomnąc na ono płomieniste łoże.

 

Gdy Pan nade mną stał w ognia oponach,

Gdym był jak ptaszek w Pana mego szponach,

 

Gdy stał nade mną jak ogień straszliwy,

Kiedym się w strachu sądził już nieżywy –

 

Dlaczegoż bym się, o Panie, zapierał,

Żem drżał i cały z przestrachu umierał…

 

Dlaczegoż bym się miał zapierać strachu,

Żem drżał jak listek w Pana mego gmachu?

 

Takiej bojaźni bym nie doznał, Panie,

Choćbym się dostał pod mieczów ścinanie.

 

Choćbym czuł w sobie to, co ludzie święci,

Tak bym nie stracił wiedzy i pamięci.

 

Przywalon byłem twej lekkości skałą,

Serce jak ptaszek zlękniony latało.

 

Światłem zalały się moje alkierze,

A jam był porwan jako lekkie pierze.

 

I przez wiatr lekki, i przez szelest święty

Byłem pochwycon, a z łoża nie zdjęty.

.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .

opracowała Alina Makowiecka


1- Norwid przybył z Rzymu do Paryża w ostatnich dniach stycznia 1849 r., ze Słowackim zaś spotkał się dwukrotnie: raz między 11 a 17 III, drugi raz między 18 a 24 III. 

2- Ludwik Norwid (1818-1881), starszy brat Cypriana, z wykształcenia agronom, a z upodobania pisarz, towiań­czyk, żył blisko ze Słowackim w r. 1847 i stał się wtedy adresatem jego dwóch pięknych wierszy mistycznych. 

3- Przedświt Zygmunta Krasińskiego, opublikowany w Paryżu w maju 1843 r. 

4- Słowacki umarł 3 IV 1849, Chopin – 17 X 1849. 

5- Chodzi o Zygmunta Szczęsnego Felińskiego (1822-1895), późniejszego arcybiskupa warszawskiego, a wówczas studenta Sorbony, którego rozmowa z Norwi­dem odbyła się w tygodniu przypadającym na dni 25-31 III 1849. 

6- List od matki Słowackiego, Salomei z Januszewskich, I° v. Słowackiej, II° v. Bécu, przyszedł do Paryża w dniu 3 IV. Poeta nie był już wtedy w stanie rozłamać pieczęci, rozpieczętował go więc Feliński i on również przeczytał go na głos umierającemu. 

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com