French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Kocham, więc jestem

w dniu niedziela, 01 październik 2017.

Z notatek o miłości

Liryka, czyli najsubtelniejsza z dziedzin miłosnego wyrazu... A dlaczego ona? Otóż nade wszystko z tego powodu, iż liryka – tak jak miłość – angażuje wszystkie realności oraz potencjalności słowa: jego znaczeniowe odniesienia, uwarstwienia oraz odcienie; jego komunikacyjne tu i teraz,(a także, bywa, że i pamięć swoich dotychczasowych spełnień!), i last but not least wszystkie jego meliczne1 subtelności. To właśnie tam ono najpełniej świętuje prawdę oraz cud swojego dla nas zaistnienia. A więc: „Słowiczku mój! A leć, a piej!", lub – jak w Norwidowym „Promethidionie" – „Cóż wiesz o pięknem?.../„Kształtem jest Miłości" – ".

Za czym warto pójść – tak do końca i całym sobą? Za tym, co się naprawdę ukochało. Tylko za tym. W każdej dziedzinie ludzkiej na tym świecie obecności – a więc i w pisaniu, w malarstwie, w muzyce… A zatem powiedz mi artysto, jakiej miłości służy twoje piękno? Ukaż mi ją prawdziwie i pięknie – tak jak tylko ona na to zasługuje!

W przejmujących, pisanych na parę lat przed śmiercią „Dopiskach do wyznań św. Augustyna" Andrzej Kijowski powiada, iż najważniejszym zadaniem każdego świadomego swego powołania pisarza, każdego artysty pozostaje prędzej czy później opowiedzieć dzieje tego, jak poszukiwał Boga, i jak Bóg pozwolił mu się poznać, czyli objawił swą łaskę – i jak dopiero w jej blasku on (artysta) ujrzał to, co najważniejsze nie tylko w swojej twórczości; a także to, co zaniedbał, i co tym samym woła w nim o miłosierdzie. Czyli, powiedzmy: niech opowiada dzieje Miłości, która go dotyczyła, za którą choćby i nieświadomie tęsknił, od której – bywało – się odwracał, a która w końcu przyszła… i nawet mu się jego serdeczną łzą odpłaciła. Niech zatem opowiada o tym, jak się dla niej, częstokroć w wielkim trudzie, częstokroć upadając, przemieniał, i jak ona go przemieniała.

Aby tę chwilę (która jest z wieczności także!) nie tylko sobie objawić, człowiek wskazuje na serce – źródło życia i źródło rzeczy pierwszych, i dzieli się tym odkryciem: pisze wiersze, tańczy, płacze, pragnie przytulić policzek do drugiego policzka, do drugiego serca…

„W każdej miłości istotne jest to, że ukochany staje przed nami jako drogocenny, piękny, godzien miłości. Póki jakiś człowiek jest mi tylko przydatny, póki mogę go tylko używać, nie ma podstaw do miłości. Poświęcenie się istotne w każdej miłości – czy to rodzicielskiej, dziecięcej, przyjacielskiej czy oblubieńczej – zakłada nieuniknienie, że ukochana osoba jawi się nam jako wartościowa, jako piękna, bezcenna, jako obiektywnie godna miłości. Miłość jest odpowiedzią na wartość" – pisze Dietrich von Hildebrandt w eseju „Istota miłości – fragmenty". A parę stron dalej powiada, iż przeżyć kogoś w pełni, to „otoczyć go blaskiem wartości" (w antologii „O miłości", Toruń 1998, s. 105). Głęboko i pięknie.

„Miłość Boża, – wyznaje w „Naszym Dzienniku" (11 VIII 2009) o. prof. Ryszard Hajduk – której człowiek doświadcza na ziemi, jest gwarancją, że istnieje prawdziwe życie – życie w pełni, które nie jest owocem ludzkiej pomyślności, lecz wspaniałomyślnym darem dobrego Boga". Zatem tylko przez nią i za jej sprawą jesteśmy cząstką wieczności Boga, i nie kończymy się wraz ze swoją na tej ziemi obecnością.

Ona stale nas uprzedza (jawi się jako to, co nieustannie przed nami), i poprzedza, gdyż chcemy wierzyć (i żyć tą wiarą!), żeśmy nie z przypadku lub ślepej konieczności, i że nie ku pustce zmierzamy, ale ku Temu, który tchnął w nas swoją do niej tęsknotę – i nadał jej imię każdego osobowego Ty.

Nie ma i nie było na świecie religii, a w związku z tym i kultury (a jeszcze szerzej: cywilizacji), która by tak jak chrześcijaństwo wysoko stawiała miłość – tę najważniejszą sprawę w relacji Bóg – człowiek, człowiek – człowiek.

Oto kochający Bóg – Ojciec w swoim Synu schodzi do człowieka, aby odsłonić mu prawdę swojego niewyczerpalnego miłosierdzia, i otworzyć bramę do Królestwa Wiecznego Miłowania. Czyliż trzeba więcej?!

Co znaczy „kochać siebie samego"? Niewiele ponad poczucie, że i ja zostałem wybrany do spełniania jakiegoś ważnego Bożego zadania – i że nie powinienem tego zlekceważyć. Po części nazywa się to trudem samopoznania pod spojrzeniem wymagającej Miłości.

„Tyle miłości, ile obecności" – usłyszałem w TV Trwam. (Nie pomnę, jak miał na imię i jak się nazywał ksiądz, który to zdanie wypowiedział). A jest w tym coś bardzo głębokiego i prawdziwego, gdyż chodzi tu wszak o podkreślenie znaczenia „miłości uczynkowej" – potwierdzanej i urealniającej się w każdym ludzkim czynie; w trosce o drugą osobę, także w czułości, czy w tęsknotach za nią. Bo tylko prawdziwa miłość wydobywa nas z pozorów bycia; ona też uskrzydla pracę oraz urealnia marzenia, i – jak powiada św. Paweł – „raduje się z triumfu prawdy". Ta, która się odwraca od tego, jaki człowiek rzeczywiście jest, prędzej czy później ląduje wśród bajek, wśród iluzji oraz rozmaitych złud prowadzących na manowce. Jedynie w pełni miłosnego zawierzenia piękno nie obawia się prawdy – ale żyje nią i dla niej.

Mędrzec kocha się w prawdzie, a uczony poprzestaje na wiedzy.

Miłość nie wyłącza myślenia, ale je uświęca; czyni je darem dla drugiego – a jeśli darem, to i zadaniem jednocześnie.

Nie ma miłości teoretycznej, tak jak nie ma też teorii miłości. Czym miłość naprawdę i w pełni – dowiedzieć się możemy jedynie jej doświadczając.

Władysław Leopold Jaworski we wstępnej części swej już dzisiaj niemal zupełnie zapomnianej książki „Notatki" (Kraków 1929) podejmuje refleksję nad tym, co tak naprawdę może stanowić spoiwo każdej tworzącej się i aspirującej do trwałości wspólnoty. Pisze: „Przemoc okazuje się, jak uczy historia, niedostatecznym wiązadłem. Kult bohatera jest spoiwem przemijającem. Myślenie racjonalistyczne, jako środek przetrwania sumy jednostek w organiczną całość, nie może nigdy ogarnąć mas. Jedynym trwałym węzłem jest miłość, a ta bez Boga jest nie do pomyślenia, bo jest tylko w imię Boga możliwością. Dlatego centralnym problemem obecnej kultury jest problem religijny" (s. 11).

Nasza cywilizacja – kult pożądania: im więcej, a także intensywniej będę miał, tym więcej będę znaczył.

Eros zdaje się skoncentrowany nade wszystko na tym, abyśmy poszli za utajonym w nim pożądaniem. (U Platona może to być nawet pożądanie szlachetnej natury: prawdy, piękna, kontemplacji…). Jednak zawiera się w nim pewne niebezpieczeństwo wzięcia w nawias osobowej suwerenności człowieka, dla której świadoma siebie wolność jawi się jako istotny warunek wszelkiego miłowania. Wedle starożytnych Greków Eros przybywał z wysoka, ale – wiedzieli – potrafił też nieźle ludzi zaślepiać.

Diotyma, nauczycielka Sokratesa, tak oto postrzega Erosa: „On jest tłumaczem pomiędzy bogami a ludźmi: on od ludzi bogom ofiary zanosi, a od bogów przynosi ludziom rozkazy, a będąc pośrodku pomiędzy jednym i drugim światem, wypełnia przepaść pomiędzy nimi i sprawia, że się to wszystko razem trzyma. (…) bo bóg się z człowiekiem nie wdaje, tylko przez niego się odbywa wszelkie obcowanie, wszelka rozmowa bogów z ludźmi i w śnie, i na jawie" (Platon, „Uczta", przeł. W. Witwicki, Warszawa 1994, s. 76).

„Nie powinniśmy ulegać głosowi Erosa bez zastrzeżeń, zwłaszcza gdy przemawia jak bóg. Nie powinniśmy też przeoczyć jego Boskich zalet i negować ich istnienia" (Clive Staples Lewis, „Cztery miłości", przeł. M. Wańkowiczowa, Warszawa 1968, s. 97).

Według Greków narodzinom Afrodyty – bogini piękna i miłości, córki Zeusa i Dione, towarzyszyły Dostatek i Bieda. Wiedzieli, iż ten, kto kocha, żyje w poczuciu niezasłużonego obdarowania i zarazem stale doświadcza głodu zagarniającej go pełni.

Seksualność ma swoje źródło w naturze, a miłość – w Boskości. Erotyzm ze swej istoty jest sezonowy, podczas gdy ta ostatnia nie zna kalendarza.

To nade wszystko za sprawą Freuda i freudyzmu dokonała się straszliwa w swoich antropologicznych skutkach seksualizacja wszystkich aspektów ludzkiego życia. Kultura stała się wręcz śliska od spermy, potu i śluzu. Odtąd w każdym spotkaniu (kobiety z mężczyzną, chłopca z kolegą, dziewczyny z matką, ojca z synem…) trzeba się nam dopatrywać utajonego w nim erotycznego podłoża – i nie ma, powiadają freudyści, od tego odwołania. Wszystko, co szlachetne w człowieku i związane z jego wolnym wyborem zostało ściągnięte w dół; sprowadzone do poziomu genitaliów i tego wszystkiego, co z nimi związane.

Czesław Miłosz w eseju „Saligia", w którym rozważa dzieje 7. grzechów głównych, swoje refleksje nad ostatnim z nich (luxuria, czyli rozwiązłość) kończy przenikliwą uwagą: „Z dwóch rodzajów totalitaryzmu,'przyzwalający'byłby trwalszy niż'zakazujący', bo w tym pierwszym sztuki wyobraźni uwiędłyby same". I to się dziś potwierdza.

Po co erotyczne (poza aspektem czysto prokreacyjnym) uniesienie zmysłów i ducha? Ano chyba nade wszystko po to, aby drugiemu człowiekowi – możliwie jak najbliżej jego żywo bijącego w związku z naszym spotkaniem serca – powiedzieć, że jest kimś dla nas wybranym i bezcennym; że jest darem jedynym i niezastępowalnym, a my zaś przynosimy mu to najważniejsze, czyli słowo: kocham.

Spornografizowana erotyka pozbawia Erosa tak ducha, jak i życia.

W pewnym sensie zauroczenie jest odpowiedzią na piękno dostrzeżone w drugim człowieku. Ono zazwyczaj bardzo delikatnej natury: wystarczy, że nas muśnie zaledwie…

Zakochanie (ale jeszcze nie miłość!) wydaje się stanem, w którym pełni napięcia (czasem zwanego niecierpliwością serca) czekamy na odpowiedź drugiej osoby: zauważy nas, czy też nie zauważy… Miłość zaś to objawienie się chwili, kiedy za wszystko starcza nam piękno czyjejś duszy; powiedzmy: piękno tego, że ten ktoś jest.

Sądzę, że tak naprawdę kocha się tylko wtedy, kiedy to samemu Bogu nade wszystko dziękuje się za to, że miłość zaistniała, i że jej doświadczamy jako dar niezasłużony, zagarniający nas całych, i nie do ogarnięcia ani rozumem, ani sercem nawet.

Wszystkie inne miłości są raczej zauroczeniami, namiętnościami, uwiedzeniami, które prędzej czy później wytracają mobilizującą nas siłę, tracą blask oraz swoje wiecznościowe znaczenie.

Dziś widziałbym to w takim porządku:

Męskie instynktownie szuka żeńskiego, a żeńskie męskiego, czyli seksualność w podstawowym aspekcie biologicznym (ludzkim i pozaludzkim) – a jest to siła, której celem inicjowanie oraz podtrzymywanie życia przy życiu; erotyzm zaś to seksualność, która poprzez swoje rytuały aspiruje do kultury, ale do jej szczytów dotrzeć nie może, bo jest zanadto cielesno-zmysłowa. Tylko miłość może tam zagościć, jeśli ma w sobie Boską inspirację, dość siły wyrazu i dogłębność ludzkiego przeżycia.

Seksualność ma swoje źródło w naturze, a miłość – w Boskości.

Kiedy wychodzimy z siebie i od siebie ku drugiemu człowiekowi (wychodzimy, by jeszcze pełniej też spotkać się ze sobą!), odkrywamy i doświadczamy tego, co najważniejsze: że już wcześniej wyszedł ku nam z miłością osobowy Bóg.

„Zostaliśmy stworzeni dla Boga. Osoby, któreśmy tu na ziemi kochali, wzbudziły naszą miłość tylko dlatego, że były pod pewnym względem podobne do Niego, tylko dlatego, że się w nich objawiało Jego piękno, troskliwość, rozum czy dobroć. Nie chodzi o to, żeśmy je za bardzo kochali, ale żeśmy nie całkiem rozumieli, co kochamy. (…) Kiedy zobaczymy oblicze Boga, przekonamy się, że znaliśmy je zawsze. On brał udział we wszystkich ziemskich przeżyciach naszych bezgrzesznych miłości. On je stwarzał, podsycał, dzień po dniu nimi kierował. Wszystko, co w nich było prawdziwą miłością, należało, nawet tu na ziemi, bardziej do Niego niż do nas, a to dlatego, że było Jego" (Clive Staples Lewis, „Cztery miłości", s. 122).

Wiele z mojego życia, a właściwie dziś mogę powiedzieć, że wszystko (a więc też moje błądzenia, grzechy, porażki, upadki…) zostało mi dane i zadane, abym poświadczył, że miłość jest; że nasze tu na ziemi ( i w wieczności!) zamieszkiwanie (jego pełnia, sens oraz treść) zależy nie tylko od tego, co jest i co się staje, od tego, co idzie przez realność oraz tajemnicę bytu, ale i od tego, co i jak kochaliśmy. Tu się wszystko rozstrzyga; stąd między innymi nasze najgłębsze nadzieje z miłością związane, i cierpienia łączące się z jej niedostatkiem; stąd też i graniczność Chrystusowego świadectwa w całych dziejach naszego na tym świecie przebywania.

Kazimierz Nowosielski

Prof. dr hab. Kazimierz Nowosielski jest wybitnym polskim poetą, eseistą i profesorem polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego. Jest autorem wielu tomów poezji i książek eseistycznych.


a

1.) meliczny − charakterystyczny dla meliki, śpiewany; poezja meliczna − grecka poezja liryczna wykonywana przy akompaniamencie instrumentów muzycznych; melika (przyp. red.)

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com