French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Magia: moce tajemne, zaklęcia, oczarowania

w dniu piątek, 01 maj 2009.

Ojciec Jacques Verlinde

Przeczytałem w Dziejach Apostolskich, w Roz­dziale 16-tym o czymś ciekawym, co przydarzyło się św. Pawłowi.

„Kiedyśmy szli na miejsce modlitwy, zabiegła nam drogę jakaś niewolnica, opętana przez ducha, który wróżył. Przynosiła ona duży dochód swym panom. Ona to, biegnąc za Pawłem i za nami wo­łała:'Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego, oni wam głoszą drogę zbawienia'. Czyniła to przez wiele dni, aż Paweł mając dość tego, odwrócił się i powiedział do ducha:'Rozkazuję ci w imię Jezusa Chrystusa, abyś z niej wyszedł'. I w tejże chwili wyszedł. Gdy panowie jej spostrzegli, że przepadła nadzieja ich zysku, pochwycili Pawła i Sylasa, zawlekli na rynek przed władzę".

Jaka to dziwna przygoda. Interesujące jest to, iż Słowo Boże ujawnia tu ducha wróżenia. Jasno to wynika z historii. Ale czy zauważyliście, co mówi ten duch? Krzyczy: "Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego, oni wam głoszą drogę zbawienia". Dziwne i zbijające z tropu, bo oto duch wróżenia, którego znużony Paweł wypędza, ogłasza jednak prawdę na temat Apostołów. Na czym polega subtelność rozeznania? Rozeznanie naprawdę nie jest łatwe. Przypomnijmy sobie tego ducha nieczy­stego, który krzyczy do Pana Jezusa w Ewangelii świętego Marka: „Wiem, kto jesteś: Święty Boży". A Jezus nakazuje mu milczenie. Podstępy złego ducha są liczne. Chodzi o to, by sądzić drzewo po jego owocach.

 Tu zaś „panowie widzą, iż przepadła nadzieja ich zysku". W tym konkretnym przypadku istnieje związek między posiadaniem i duchem wróżenia. Widzieliśmy już przy innej okazji, że bezpłatność usług nie jest gwarancją jakości informacji. Istnieje „mienie" i „władza". Trzeba zwracać uwagę na szczegóły. W innym niepokojącym przypadku cho­dzi o Szymona czarnoksiężnika. W rozdziale 8. Dziejów Apostolskich czytamy:

„Pewien człowiek, imieniem Szymon, który dawniej zajmował się czarną magią, wprawiał w zdumienie lud Samarii i twierdził, że jest kimś nie­zwykłym. Poważali go wszyscy od najmniejszego do największego: « Ten jest wielką mocą bożą » – mówili. A liczyli się z nim dlatego, że już od dość długiego czasu wprawiał ich w podziw swoimi ma­gicznymi sztukami. Lecz kiedy uwierzyli Filipowi, który nauczał o królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa, zarówno mężczyźni, jak i ko­biety przyjmowali chrzest. Uwierzył również sam Szymon, a kiedy przyjął chrzest, towarzyszył wszędzie Filipowi i zdumiewał się bardzo na widok dokonywanych cudów i znaków" – i trochę dalej w tekście – "Kiedy Szymon ujrzał, że Apostołowie przez nakładanie rąk udzielali Ducha Świętego, przyniósł im pieniądze. « Dajcie i mnie tę władzę - powiedział – aby każdy, na kogo włożę ręce, otrzymał Ducha Świętego ». « Niech pieniądze twoje przepadną razem z tobą – odpowiedział mu Piotr - gdyż sądziłeś, że dar Boży można nabyć za pieniądze. Nie masz żadnego udziału w tym dziele, bo serce twoje nie jest prawe wobec Boga. Odwróć się więc od swego grzechu i proś Pana, a może ci odpuści twój zamiar. Bo widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości ».

 Chodzi tu nie o ducha wróżenia, lecz o ducha magii. Szymon wzbudza podziw i zdumienie i wszyscy myślą, że to moc Boża, wielka moc w nim działa. Szymon nawraca się, Szymon przyjmuje chrzest, a jednak pozostaje w sidłach władzy. Szymon nadal bowiem nie zrozumiał różnicy. Nie chciałbym utrzymywać, iż przyjmuje chrzest intere­sownie. Słowo Boże mówi nam:

„Uwierzył również sam Szymon, a kiedy przyjął chrzest, towarzyszył wszędzie Filipowi i zdumiewał się bardzo na widok dokonywanych cudów i zna­ków".

Po prostu on wciąż nie odróżniał daru Bożego, nadprzyrodzonej mocy Ducha i magiczno-tajem­nych praktyk, które wprawiały w podziw jego ziom­ków. Trzeba było, żeby postawił to dziwne pytanie, gdy chciał kupić władzę przekazywania Ducha Świętego, by Apostołowie mogli odkryć dwoistość jego serca i żeby on sam mógł się w pełni nawró­cić. Powie on bowiem:

„Módlcie się za mną do Pana, aby nie spotkało mnie nic z tego, coście powiedzieli".

Szymon się nawraca, a tu nagle Piotr ukazuje dwoistość jego serca. Posłuchajcie dobrze co mówi Święty Piotr:

„Bo widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości".

Szymon był jeszcze związany skutkami swych tajemnych praktyk. I słowa św. Piotra, które nastę­pują są praktycznie formą egzorcyzmu. Ciekawa jest analiza tego tekstu, ujrzenie jak Szymon bez wątpienia szczerze wierzy, prosi o chrzest, a jed­nak na poziome swego jestestwa jest nadal zwią­zany. Chrzest nie ma charakteru magicznego. Chrzest jest przylgnięciem do osoby Chrystusa i przyjęciem łaski Ducha Świętego w najgłębszej części mojego jestestwa, na tym poziomie mojej osoby, gdzie potrafię stać się świątynią Bożą, przyjąć Pana, Ducha Jezusa Chrystusa. Bardzo możliwe, że gdzieś na zewnątrz, niepokojony przez wroga, mogę być nadal oplątany, a nawet powią­zany z magicznymi praktykami.

Trzeba żebym dobrowolnie zaakceptował re­zygnację ze świata ciemności, by przynależeć coraz bardziej do świata światła. Wybrałem te dwa fragmenty, by rozgraniczyć, trochę sztucznie, trzy różne elementy wewnątrz okultyzmu. Proponuję odróżnienie spirytyzmu, magii i wróżbiarstwa.

Spirytyzm, jak samo słowo mówi, jest przywo­ływaniem duchów. Dotyczy to również „channel­lingu," czyli kanałowania i innych form, o których już była mowa. Te dwa teksty ukazują nam jednak, iż za wróżbiarstwem ukrywa się duch wróżbiar­stwa, którego święty Paweł wyrzuca czymś, co można by nazwać egzorcyzmem, a za magią ukrywa się duch czarnej magii, którego święty Piotr zmuszony jest egzorcyzmować. A oto dlaczego twierdzę, iż podział na spirytyzm, magię i wróżbiar­stwo, jako trzy elementy okultyzmu, jest formalny i sztuczny. Tak naprawdę w tych trzech przypad­kach zawsze działają te same duchy nieczyste. Dokonałem jednak tego podziału, ponieważ nie da się powiedzieć wszystkiego w tym samym czasie.

Chcę więc zająć się drugą postacią okultyzmu, którą bardzo ogólnie nazywamy magią. Magia, jeśli odwołać się do różnych definicji, które można znaleźć nawet w książkach z filozofii, jest zespo­łem czynności, które mają na celu oddziaływanie na przyrodę poprzez środki tajemne. I nawet książki z filozofii, słowniki filozoficzne, wyjaśniają, iż te czynności, dokonywane za pomocą środków tajemnych, zakładają interwencję duchów, które dokonają tego, czego osoba czarnoksiężnika nie potrafi dokonać przy pomocy tylko przyrodzonych jej sił.

Bardzo interesujący jest fakt, że można się tego dowiedzieć ze słowników filozoficznych. Jeśli pozwolicie to zacytuję znanego filozofa Bergsona, kiedy analizuje naturę gestu magicznego oraz gestu religijnego. Mówi on:

„Jedno źródło: magia, żąda wymuszając zgodę od przyrody, drugie, czyli religia, błaga o łaskę Bożą".

Żąda wymuszając zgodę od natury. W magii czarnoksiężnik chce przejąć władzę nad siłami przyrody czy też energiami kosmicznymi, nazwijcie je jak chcecie. Otóż, to przejęcie władzy nie doko­nuje się bezpośrednio przez czarnoksiężnika, ale za pośrednictwem jakiejś osobowości duchowej, którą pobudzono do działania. Osobowości du­chowej, tzn. jakiejś jednostki, ducha, który nie jest związany tak jak my z materią. Materią, która ogranicza władzę ducha. Jak mówi Święty To­masz:

„Człowiek jako duch wcielony jest z pewnością największy w świecie materii, ponieważ wychodzi poza nią, gdyż posiada wymiar duchowy. Jest on jednak najmniejszy w świecie duchów właśnie dlatego, że ten duch jest substancjalnie uzależ­niony od materii, która go ogranicza".

Tak więc czarnoksiężnik, by móc mieć władzę nad materią, pobudzi do działania istoty pośredni­czące o naturze duchowej. I to właśnie tu rozezna­nie zaczyna być trudne. Czy te pośredniczące istoty o naturze duchowej, które przychodzą w sukurs czarnoksiężnikowi, mogą być bytami do­brymi, czy też są absolutnie złymi bytami? Złymi duchami? Pytanie to jest szczególnie niebez­pieczne. Konkretne doświadczenie wykazuje, iż czarnoksiężnik przez sam fakt, iż przywołuje duchy po to, by mieć władzę nad siłami natury, nie należy już do tego, co nazwałbym prostotą zalecaną w Ewangelii, gdzie cała uwaga człowieka jest zwró­cona nie na zdobycie władzy nad przyrodą, ale jest to zaproszenie, by się oddać do dyspozycji Ducha Świętego. Oddajemy się do dyspozycji Ducha Chrystusa Zmartwychwstałego, by to On dokończył dzieła Chrystusa w sercu świata stworzenia.

By rozeznać działanie właściwe osobie wierzą­cej od działania czarnoksiężnika, trzeba się po­nownie usytuować w kontekście przeznaczenia człowieka i świata stworzonego proponowanego w Biblii.

Według Ewangelii przeznaczeniem, losem człowieka i świata stworzonego jest być przemie­nionym przez łaskę nadprzyrodzoną, to znaczy przez Ducha Świętego, być stopniowo przemienia­nym tak, by w końcu zostać przebóstwionym, jak się wyraził święty Piotr. A święty Paweł powie, w 8. rozdziale Listu do Rzymian, że „stworzenie z upra­gnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych".

Stworzenie bowiem zostało poddane władzy grzechu śmierci, ale musi uczestniczyć w chwale dzieci Bożych, w takiej samej mierze, jaką te dzieci Boże, to znaczy ludzie wierzący, zaakceptują, przyjmując Ducha Jezusa, przyjmując Ducha Chrystusa Zmartwychwstałego, który ich ożywia życiem wręcz Bożym.

Misja człowieka. Misją człowieka jest więc przyjęcie Ducha Świętego. Człowiek ma być ka­płanem świata stworzonego: ofiarowywać go Bogu nieustannie w tym, co On dla nas zrobił; nasz je­dyny Arcykapłan Jezus Chrystus, który ofiarując się Ojcu, ofiarował wraz ze sobą całą ludzkość i cały świat stworzony. Chrześcijanin musi być cią­gle drugim Chrystusem i ofiarować Ojcu, w imię Ducha Świętego, cały świat stworzony po to, by został on przemieniony, przebóstwiony i aby został wprowadzony w serce Boże na wieczność.

Nasze działanie jest działaniem kapłańskim i jest ono synergią między Bogiem i człowiekiem. „Syn–energeia", zespół energii, dwie moce współ­działające ze sobą. Duch Święty, moc Boska, współpracująca z przyrodzonymi mocami czło­wieka, by dokończyć, dopełnić dzieło Boże.

To, co Jezus rozpoczął, my mamy kontynu­ować przez cały czas trwania Kościoła, aż do chwalebnego powrotu Chrystusa kiedy to Bóg będzie wszystkim we wszystkich. Takie jest prze­znaczenie chwały człowieka i całego kosmosu razem z nim. Jest to przemiana przez energie nie­stworzone – jakby powiedzieli Ojcowie Kościoła Wschodniego – przemiana tego, co stworzone przez energie niestworzone, to znaczy przez łaskę Ducha Świętego. Urzeczywistnia się ona właśnie poprzez przyjęcie Ducha, którego otrzymujemy w sakramentach. Siedem sakramentów to siedem kanałów ustanowionych przez Chrystusa i danych Kościołowi, przez które Bóg chce odpowiedzieć Duchowi Świętemu w sercu ludzi, a poprzez ludzi całemu światu.

Natomiast magia jest opanowaniem energii przyrody tylko przez człowieka, ale bez współ­działania z Duchem Bożym, opanowaniem przez człowieka energii natury. Jest to synergia między wolą człowieka, wolą ducha pośredniczącego i mocami kosmicznymi. Nie wprowadzamy zatem w czyn tego, co proponuje Biblia czy Ewangelia.

Właściwie wcale nie chodzi o to by dowiedzieć się czy duch pomagający magowi jest pozytywny czy negatywny. Trzeba raczej zapytać: „Czy czyn, którego dokonuję jest zgodny z wolą Boga doty­czącą mnie?". Jeśli odpowiadam „nie", to następne pytanie dotyczące jakości, natury ducha, do któ­rego się zwracam, w ogóle jest zbędne.

Otóż, jeśli faktycznie, chcę się dowiedzieć, czy moja rola w łonie ludzkości polega na zawładnięciu tajemnymi energiami i na używaniu ich, i to przy pomocy jakiejś istoty stworzonej, ducha stworzo­nego, należącego do świata tych energii, to takie pytanie jest wręcz zbędne, a dokładniej rzecz bio­rąc, odpowiedź na nie jest jasna: „Nie, to nie tego Jezus przyszedł nas nauczać, to nie tego wymaga od nas Ewangelia". Dokonajmy więc rozeznania co do tych magicznych praktyk. Stwierdziliśmy bo­wiem, że nie są one zgodne z wolą Bożą doty­czącą nas, wolą, która była wyraźnie sprecyzo­wana w Ewangelii Chrystusa.

Magia polega więc na przywoływaniu bytu po­średniczącego po to, bym mógł zapanować nad energiami należącymi do świata i bym przy po­mocy tego bytu pośredniczącego dokonał pewnych świadczeń, co byłoby niemożliwe, gdybym posłu­giwał się jedynie przyrodzoną mi siłą.

Tak więc przywołuję na pomoc jakiś byt du­chowy... Czy może być nim Anioł? Odpowiadam szczerze: „Nie", choć Aniołowie są sługami czło­wieka. Święty Tomasz z Akwinu napisał prze­piękne strony na temat Aniołów. Przewyższają nas one jako duchy, które nie są wcielone. Jak już to mówiłem, jesteśmy najwięksi w materii, ale naj­mniejsi w świecie duchów. Aniołowie są naprawdę do naszych usług, po prostu dlatego, by pomóc nam wypełnić misję, przedstawioną w Ewangelii. Są do naszych usług, byśmy coraz bardziej ulegali Duchowi Świętemu i coraz bardziej stawali się kapłanami kosmosu. Działają zawsze tak, byśmy żyli zgodnie z Ewangelią Chrystusa, a nie w sprzeczności z Nią, z powodu zewnętrznych, dru­gorzędnych trudności, które odrywają nas od istoty naszej misji.

Tak, Aniołowie istnieją, lecz „nie", Aniołowie nie pomagają nam w uprawianiu magii. Są naszym wsparciem w dziedzinie duchowej. Pomagają nam w walce ze złymi duchami. Jakie więc duchy po­magają nam w magii? No więc duchy, którym za­leży na tym, by nas odciągnąć od prostoty, od przejrzystości Ewangelii.

Otóż wiemy, również ze Słowa Bożego, że ist­nieją pewne duchy, które dumnie odmówiły służe­nia planowi Bożemu, planowi jaki został przedsta­wiony przez Najwyższego. Odmówiły, gdyż uwa­żały, że przewyższają człowieka i że nie jest to ich godne, by mu służyć. Właśnie w ten sposób szatan utknął w swoim „non serviam" – „nie będę służył", nie chcąc zniżyć się, by służyć człowiekowi.

A jednak, jednak plan Boży dotyczący stwo­rzenia, przechodzi przez człowieka. Człowiek jest obywatelem obydwu światów. I dlatego, że nim jest: obywatelem świata ducha i świata materii, jest też jedynym, który może spełniać posługę kapłań­ską, jedynym, co wspomagając łaskę Bożą może poprowadzić przyrodę, doskonałą w swym we­wnętrznym porządku, w kierunku spełnienia.

Trzeba było istoty należącej do obydwu świa­tów, ulepionej z gliny ziemi, a jednocześnie otwar­tej na świat łaski, by móc przyjąć tę łaskę, pozwolić jej przeniknąć do materii i tę materię przekształcić. Na tym polega misja człowieka. Aniołowie poma­gają nam w jej realizacji. Złe duchy zaś, zazdrosne o ten przywilej pierwszeństwa usiłują nas odwieść. Próbują odwieść, zwracając nas jedynie w stronę przyrody. Nakłaniają nas do przeżywania pseudo-posługi kapłańskiej, która nie jest przyjęciem łaski, by przemienić przyrodę, ale która jest skupieniem się na przyrodzie, by usiłować zawładnąć ener­giami panującymi jedynie w świecie materii.

Energie kosmosu nigdy nie przekształciły ko­smosu. Energie naturalne są tylko energiami zgodnymi z naturą. Posługa kapłańska człowieka może się dokonać tylko przy pomocy łaski Ducha Świętego, niestworzonej łaski nadprzyrodzonej.

Cała przebiegłość Szatana polega na tym, by posługę kapłańską na ziemi, zredukować do wy­miarów wewnętrznych świata materialnego. Duch, który pomaga mistrzowi czarnej magii, nawet pod pozorami dobra,  jest zatem duchem, który w spo­sób subtelny odwodzi nas od naszego prawdzi­wego powołania. Mam nadzieję, że te dwa frag­menty z Dziejów Apostolskich, które przeczytali­śmy, są wystarczająco jasne. Cel nie uświęca środków. Uważajmy bardzo na to, co robimy. Czarnoksiężnik będzie, w większości przypadków, posługiwał się środkiem pośredniczącym (tzw. „wspornikiem"). I tu znów posłużę się dokładnymi analizami świętego Tomasza, który sam zresztą inspiruje się Ojcami wcześniejszego Kościoła.

Amulety istniały już w czasach Ojców Kościoła i czarnoksiężnicy używali ich i używają po dziś dzień na tysiąc różnych sposobów. Święty Tomasz zadaje sobie pytanie dotyczące używania symbolu. Słowo symbol oznacza „symbo-lain" = „złożyć ra­zem dwie rzeczywistości". Jeśli mogę liczyć na pewien efekt oddziaływania jakiegoś przedmiotu, to wcale nie muszę odwoływać się do magii, by przedmiot ten wywołał określone skutki. Istnieje bezpośrednia relacja przyczyny i skutku pomiędzy tym, co otrzymuję, tj. otrzymanym skutkiem i uży­tym środkiem. W tym przypadku, mówi Święty Tomasz, nie ma magii, gdyż wszystko daje się racjonalnie uzasadnić.

Jeśli jednak używany przedmiot jest tylko sym­bolem, który wywołuje skutek, nie mający żadnego realnego związku z użytym symbolem, to wtedy – mówi on – nie jesteśmy już w sferze relacji bezpo­średnich: od przyczyny do skutku. Skutek wytwo­rzony przez niewidzialną przyczynę, wywołany czy przywołany za pomocą proponowanego środka pośredniczącego („wspornika"), kiedy to nie wspornik poczyna skutek, tylko niewidzialna przy­wołana przyczyna, to wtedy dokonujemy aktu ma­gii poprzez ducha pośredniczącego. Rozumowanie to jest bardzo jasne.

To samo rozumowanie dotyczy korzystania z ciał niebieskich. Jeśli każemy gwiazdom wywołać skutki, które przekraczają skutek fizyczny, jaki gwiazda może rzeczywiście wywołać to znaczy, że jest ona materialnym środkiem pośredniczącym („wspornikiem") służącym do przywołania ducha kojarzonego z gwiazdą i który jest odpowiedzialny za wprowadzenie wytworzonego efektu. Trzeba umieć dokonać rozeznania.

Za pośrednictwem symboli, czy to będą amu­lety, rośliny czy napisane teksty, znaki kabali­styczne lub krótkie zdania, czy co tam innego chcemy, przywołujemy jedynie istoty pośredni­czące, przywołujemy czy wywołujemy, co zresztą na jedno wychodzi – istoty, które będą działały w naszym imieniu.

Zacytuję świętego Tomasza, bardzo krótki tekst w „Seconda secundae" „Sumy teologicznej", pytanie (kwestia) 96, artykuł 2.

„Nie ma ani zabobonu, ani grzechu w używaniu sił naturalnych, by otrzymać rezultat jaki uważamy, że mogą one dać. Lecz dołączać do nich napisy, formułki czy cały szereg jakichś praktyk, pozba­wionych w sposób widoczny jakiejkolwiek natural­nej skuteczności oznacza oddanie się zabobonom, które są zabronione".

I święty Tomasz dodaje cytat ze świętego Au­gustyna:

„Wszystko to pochodzi od złych duchów, drwiących sobie z dusz, które poddały się ich działaniu".

Rozeznanie tego Ojca Kościoła jest więc bar­dzo jasne. Od momentu, kiedy przekroczymy sku­teczność naturalną używanego środka pośredni­czącego, wchodzimy w sferę spirytyzmu. Jest to forma spirytyzmu, magii, z pośredniczącym du­chem. Co się zaś tyczy natury tych duchów, to święty Augustyn nie ma żadnych wątpliwości, że są to demony, które uciekają się do takich wybie­gów, by wyalienować dusze, które ulegają ich uro­kowi.

Pozwólcie mi na pewien żart. Możnaby powie­dzieć, że święci Augustyn i Tomasz nie wiedzieli o tym, że współcześni psycholodzy wykazali, iż sza­tan nie istnieje. Dodałbym, iż trzeba by poinformo­wać szatana, ponieważ, jak sądzę, on też nie jest na bieżąco. Wolę więc odnieść się do tekstów wielkich Doktorów Kościoła, w tym co dotyczy tej, tak delikatnej, dziedziny, jaką jest świat duchowy, a która wykracza i to bardzo poza kompetencje psy­chologów, nawet tych przychylnie nastawionych.

Świat magii jest więc światem okultystycznym, do którego należą duchy nieczyste, usiłujące od­ciągnąć człowieka od jego nadprzyrodzonego po­wołania i które próbują odwieść człowieka od jego posługi kapłańskiej, sprowadzając ją do posługi nędznego magika. Toteż wielka jest liczba przed­miotów stanowiących w magii środki pośredni­czące dla duchów.

Zacytuję tylko kilka z nich. Mówiliśmy już o amuletach, różnego rodzaju przedmiotach, które nosimy na sobie. Mogą to być małe przedmioty, broszki czy wisiorki, na których widnieje znak ka­balistyczny. Mogą to być słowa napisane na ka­wałku pergaminu. Są też w sprzedaży książki, z których możecie wyciąć różne znaki kabalistyczne i nosić je na sercu by zapewnić sobie konkretny dobroczynny skutek po to, by wzywać, by zawrzeć przymierze z taką a taką istotą. Powiedziałbym, że noszenie tych przedmiotów jest podpisem pod jawnym przymierzem ze sferą duchów.

Pierwsza rzecz jaką należy wykonać, gdy so­bie zdamy sprawę, iż jesteśmy wciągnięci w ma­giczny łańcuch, to przerwać go, rezygnując z no­szenia danego przedmiotu, niszcząc go. Tak cał­kiem po prostu. Nie pozbyć się go, nie wywłasz­czać, lecz wyrzucić. I poprosić otwarcie (=wyraźnie) Pana w modlitwie, modlitwie wspoma­ganej przez braci, żeby odnowił w nas wolność dzieci Bożych. Potrzeba jednak odwagi, by prze­rwać tego rodzaju magiczny łańcuch.

W pogadance na temat spirytyzmu przytacza­łem już przykład rodziny, która była wyalienowana i pozostawała w stanie negatywnego uzależnienia, ponieważ jej członkowie nosili na sobie zawinięte w lecznicze zioła, pseudo-lecznicze, magiczne formułki. Zupełnie nie rozumieli tych formułek, ale nosili je na sobie. Trzeba nam było zniszczyć te amulety, żeby modlitwa uwolnienia mogła rzeczy­wiście odnieść skutek w życiu tych ludzi.

Jest jednak wiele innych magicznych form, powiedziałbym, oczarowywania. Istnieje zbiór mo­dlitw w rozmaitych dziełach rozpowszechnianych przez wielki handel i zawsze przez New Age, zbiór modlitw: na każdą trudność znajdziecie odpowied­nią. Modlitwy te do złudzenia przypominają modli­twę chrześcijańską.

Tak naprawdę może się wydać dziwnym to, iż mam zastrzeżenia co do używania takich modlitw. Zrozumcie jednak, iż chodzi o to, w jaki sposób z nich korzystamy. Modlitwy te bowiem są po prostu zaklęciami magicznymi, których używamy zgodnie z tym jak poucza nas podręcznik, w którym za­warta jest ściśle określona intencja, czyli: pozbycie się przez nas jakiegoś problemu, wyleczenie ja­kiejś dolegliwości. Na żadnym z tych etapów nie wspomina się jednak Boga ani naszej wiary. Nie ma odwołania się ani do wiary, ani do nadziei, ani do miłości. Nie czyni się ani jednego kroku, by poddać się Duchowi Świętemu, by móc w zaufaniu złożyć to wszystko na ręce Boga Ojca.

Wprost przeciwnie, jest w tym wypowiadaniu pośredniczącej formułki zaklinającej, roszczenie sobie pretensji do zapanowania nad przyrodą. Chodzi właściwie o słowa złorzeczące. Odwołuję się bowiem, nawet o tym nie wiedząc, do jakiegoś ducha, któremu powierzam daną intencję. Nie przechodząc przez Boga. Subtelność polega na tym, że za tym światem duchów, kryje się nasza powoli wzrastająca duchowa pycha.

Również dlatego, iż te formułki zaklęć okazują się skuteczne. Zapominamy, że skuteczność po­chodzi od ducha i bardzo szybko nasze „Ja" po­pada w próżność. „JA" potrafię otrzymać uzdro­wienie. Staję się kimś, kto ma moc nad siłami na­tury. Zbyt szczęśliwy z powodu gratki jaka mi się trafia, zapominam o cenie, którą potajemnie płacę za to, iż jestem pośrednikiem dla tego ducha na moich usługach. Zaczynam więc pracować nad sobą samym i nad moim otoczeniem i przez cały czas rozciągam pole mojej władzy magicznej. Po­zornie te formułki są anonimowe.

I tak stopniowo odciągają nas one od istoty modlitwy. Istoty modlitwy, którą stanowi ufne po­wierzenie się Bogu, oddanie swego życia w ręce Pana. Modlitwa jest miłosnym dialogiem z Bogiem, całkowicie bezinteresownym.

Te formułki magiczne, fałszywie nazywane „modlitwą" są poszukiwaniem skuteczności. Nie ma mowy o miłości, powierzeniu się, zaufaniu. Jest chęć władzy i wywierania wpływu na naturę po­przez formułki pośredniczące. I serce nie ma z tym nic wspólnego. Jest tylko chęć uzyskania określo­nego efektu. Jest to do tego stopnia prawdziwe, iż jesteśmy uwiązani, przygwożdżeni do dokładnego sformułowania zaklęcia. I każdy czarnoksiężnik powie:

„Tylko nie zmieniajcie ani jednego słowa, bo efekt mógłby się obrócić przeciwko wam".

Nie ma to nic wspólnego z modlitwą. To samo dotyczy formułek magicznych przekazywanych w wielkim sekrecie z ojca na syna. Gdy w końcu ktoś wreszcie coś na ten temat powie i jak już przed chwilą wspominałem, zawsze coś u jednej czy drugiej osoby (=w tym wszystkim) jest niejasne, to głównie chodzi o to, by bardzo dokładnie powtó­rzyć słowa, które mają być przekazywane. W nie­których przypadkach chodzi nawet o rytuał wta­jemniczający. Nie mogę wybrać kogokolwiek z rodziny, by go przekazać. Jestem związany pew­nymi regułami przekazywania. Muszę przekazać ten rytuał również w pewnym kontekście. Mam nadzieję, iż dostrzegamy jak bardzo jest to wszystko dwuznaczne.

Najpierw przytoczę wam pewien mały szcze­gół. Przyszła do mnie zakonnica, która otrzymała od swojej babki, niemalże pod przymusem, ma­giczną formułkę między innymi na powstrzymywa­nie oparzeń. Z początku czuła się bardzo nieswojo, ale babcia nalegała ponieważ chodziło o ostatnią z rodu, a nie można było dopuścić do utraty tej wła­dzy. Tak więc ulegając presji babci, zgadza się przyjąć tę moc. Korzysta z niej raz czy dwa razy i bardzo szybko obserwuje w swojej osobie głębokie zmiany. I aby być dokładnym powiem, iż najpierw dowiedziałem się o tym od innych sióstr z tej wspólnoty, które przyszły mi się poskarżyć:

„Ojcze, coś tu nie gra. Nie poznajemy wręcz naszej siostry. Jej, która zawsze wnosiła jedność i pokój. Stała się nie do zniesienia, sieje ziarno nie­zgody, stała się wybuchowa, nie do poznania inna".

Rozmawiając później z ową siostrą, dokonując anamnezy, usłyszałem od niej tonącej we łzach:

„To prawda, ja sama siebie nie rozpoznaję".

I sama skojarzyła, gdy cofając się w czasie, wydobyła z przeszłości moment, w którym otrzy­mała tę władzę i zaczęła ją stosować. Skojarzyła z tym momentem degradację najpierw swojego życia duchowego, zapadanie się w noc, która nie była zwykłą próbą wiary, lecz całkowitą konfuzją, w której nie brakowało bluźnierczych myśli, buntowa­nia się przeciw Bogu i ochoty, by krzyczeć, że wszystko jest absurdem i tą ciemną nocą wiary będącą czymś więcej niż zwykłą nocą, będącą zaburzeniem na poziomie wiary. Zwracała się przeciwko siostrom mówiąc:

„A cóż ja tu robię na tej galerze, i co one tu ro­bią. Wszystko to jest absurdem".

Sama się odkryła stając się kłodą rzuconą pod nogi całej wspólnoty. I kiedy skonstatowała to wszystko musiałem dokonać  modlitwy uwolnienia. Osoba ta jest bowiem jedną z tych, które, ujaw­niając treść zaklęcia, zdradziła sekret i stała się nowym Judaszem. Musiała zrezygnować ze swej władzy, by móc odzyskać normalne życie duchowe i zakonne.

Mała przyczyna, wielki skutek. Mała przyczyna, pozornie dla dobra, zaklęcie, które ma zatrzymać ogień – wielkie skutki, które polegają na pogorsze­niu się życia duchowego, osobistego i w całej wspólnocie.

New Age tak samo proponuje mnóstwo ma­gicznych formułek tego typu – ponoć cały wolumen – wyjaśniając oczywiście, że ten kto ma efekty, to człowiek otwierający swą świadomość, rozszerza­jący ją, to człowiek, który zapuszcza korzenie w sferze ludzkości na wyższym poziomie. Podkreśla się bowiem, że ta nowa ludzkość, będzie w pełni posiadała moc nad wszystkimi energiami kosmicz­nymi. Potępia się, – jako zabobonnych wapniaków – tych wszystkich, którzy boją się posiadania prawdziwej mocy.

Nie mówi się, nie zawsze się mówi lub ledwo się wspomina, że te moce, które wykraczają poza zdolności wcielonego ducha czyli nas, że są one przekazywane przez duchy nie wcielone, które stają się sprawcami tych słynnych mocy nowej ludzkości, a które w rzeczywistości są tylko du­chami demonicznym zagarniającymi w swe sieci tak zwaną „nową ludzkość".

My sami musimy dokonać odpowiedniego wy­boru. Albo prostota, pokora Ewangelii, królewskie kapłaństwo proponowane przez Ewangelię, a które jest oddaniem się do dyspozycji Duchowi Świę­temu, albo te tajemne moce, które proponuje nam szatan.

Nie dajmy się zwieść. To czego szatan chce dokonuje się nie tylko poprzez wszystkie te propo­zycje New Age'u. Jemu zależy na zbudowaniu pewnego rodzaju kościoła okultystycznego. I do­brze usłyszeliście, kiedy cytowałem tytuły dzieł niektórych jego reprezentantów, np. „Ewangelia okultyzmu" itd. Jest to prawdziwy kościół. Odnaj­dujemy tu ambicje racjonalizmu z XVII i XVIII wieku utworzenia swego rodzaju racjonalistycznego anty-kościoła, którego Arcykapłanem  będzie człowiek.

Szybko zapomina się o duchach, do których trzeba się zwrócić dla wykonania tajemnej posługi kapłańskiej, w tym swego rodzaju anty-kościele. Pamiętamy również, gdyż wspominałem o tym przy innej okazji, kościół magiczno-ezoteryczny, czy ezoteryczno-okultystyczny Rudolfa Steinera. To jest to samo, co New Age usiłuje zrobić dziś na szerszą skalę. Na przykład te łańcuchy, w cudzy­słowie, modlitw, bardzo dziś znane. Na początku XX wieku szkoła teozoficzna, szkoła antropozo­ficzna, proponowała swym adeptom tego rodzaju łańcuchy modlitwy. W obecnych czasach bariery szkół wtajemniczających upadają, ezoteryzm wy­szedł na światło dzienne i wszyscy zaproszeni są do przyłączenia się do tych wielkich łańcuchów, które stanowią struktury, więzi tego nowego ko­ścioła, będącego tak naprawdę anty-kościołem, kościołem duchów, które są przeciwne Kościołowi Ducha Chrystusa.

Być może znaleźliście już w swej skrzynce pocztowej zaproszenie, by się przyłączyć do ta­kiego wielkiego łańcucha i o konkretnie podanej godzinie dnia odmówić formułkę przedstawioną jako modlitwa, która tak naprawdę jest zaklęciem.

Jeśli chodzi o treść samej formułki, to niewiele mam do dodania poza tym, iż mowa jest o Bogu bezosobowym, o wielkiej wibracji kosmicznej, że chodzi o to, by wejść w harmonię z energią ko­smiczną, pozostanie w harmonii z energią uniwer­salną, kosmiczną symfonią i z czym tam jeszcze chcecie, że chodzi o to, by wejść w harmonię ze wszystkimi pozostałymi, którzy w tej samej chwili odmówią to samo zaklęcie, bo w ten sposób na­leży rozumieć „tę samą modlitwę". Podkreślam raz jeszcze, iż nie chodzi tu o prawdziwą modlitwę.

Jak chcecie, żeby zaszła relacja miłości, która jest dialogiem z Bogiem bezosobowym? Chodzi więc o zaklęcie. Rzecz w tym, by w jakiś sposób podłączyć się do wibracji, przekazywanej krok po kroku przez wszystkie te istoty, mężczyzn i kobiety, godzące się na to, by stać się medium dla przeka­zywanej wibracji. W pewnej mierze wchodzimy w uniwersalną mantrę, trochę dłuższą niż hinduskie „om", przystosowaną do naszej zachodniej men­talności, której cel jednak jest dokładnie ten sam co „om". Mechaniczne recytowanie modlitwy zakli­nającej, o wyznaczonej godzinie i chwili, jest pod­łączeniem się w pewnego rodzaju synchroniczno­ści wraz z tymi, którzy robią to samo, do wielkiego wibrującego, depersonifikującego ruchu. Jest to zaofiarowanie siebie, jako medium, tej pierwotnej wibracji, która powoli wchodzi w nas i przyciąga do nas wszystkie duchy, jakie ze sobą niesie.

Lubię ilustrować to następującym przykładem. Ta pierwotna wibracja przypomina falę podsta­wową naszej modulacji częstotliwości, która prze­nosi informację na małych, nakładających się na siebie falach. To właśnie te fale, poprzez analogię, byłyby tymi tajemnymi istotami, tajemnymi du­chami.

Uważam, że chrześcijanin nie może oddawać się podobnym praktykom. Nie wiem jak w innych krajach, ale u nas we Francji biskupi, Konferencja Episkopatu wyraźnie uczuliła chrześcijan i zabro­niła praktykowania tego rodzaju zaklęć, magicz­nych modlitw zaklinających. Trzeba bowiem na­zwać rzeczy po imieniu. Wydajemy się na pastwę pewnym wibracjom, w których otwieramy się na wszystko i na cokolwiek i to bardziej na to, co naj­gorsze niż na to, co najlepsze. To znaczy, że wchodzimy w stan fuzjonalny, który ułatwia i po­zwala na wejście istotom, duchom nieczystym, demonom - jak powiedziałby święty Augustyn.

Tak więc osoby oddające się podobnym prak­tykom odkrywają w sobie nagle jakieś moce; nic bardziej naturalnego niż to! W chwili, gdy się zro­zumiało, że te moce są po prostu oddaniem się do dyspozycji mocy tych złych duchów.

Rachunek, który płacimy, nie jest widzialny w biały dzień. Ukaże się on później, w odpowiednim czasie, może gdy będzie już za późno, ale to ostatnie stwierdzenie wycofuję, bo nigdy nie jest za późno.

Nigdy nie jest za późno, ponieważ Pan jest zawsze obecny, by ratować swoje dzieci. I zawsze może to uczynić. Wystarczy jedno zwykłe spojrze­nie, którego On niecierpliwie wyczekuje wraz z mocą Ducha Świętego, by nas uwolnić. Żyjemy niestety w świecie, w którym łatwo o zatracenie się, ale na szczęście Duch Święty podwaja wysiłki, by ratować swe dzieci.

Niemożliwe jest w kilka minut powiedzieć wszystko na tak rozległy temat jak magia. Może więc tylko kilka słów o oczarowaniach. Wiemy wszyscy, że, niestety, one istnieją. Jesteśmy za­niepokojeni dopiero, gdy widzimy ich negatywne skutki. Zwracam się do wierzących spośród was. Błagam was, nie chodźcie do odczyniaczy czarów jeśli myślicie, iż zostaliście oczarowani. To niesa­mowite, co można dziś zobaczyć na wizytówkach czy tablicach informujących np.:

„Pan Iksiński, czarodziej, rzucanie czarów, od­czarowywanie".

Sama zapowiedź programu powinna wystar­czyć, byśmy mieli się na baczności. Jeśli ta sama osoba może was związać rzucając czary, to jest to czarna magia i ta sama osoba może was uwolnić od tych więzów w imię białej magii, to sami widzi­cie, że kolor nie ma nic wspólnego z tą historią. Chodzi po prostu o magię. Ktoś zapytał mnie:

„Jak to się dzieje, że jedne złe duchy mogą za­klinać inne. Jeśli złe duchy są podzielone między sobą to znaczy, że jedne z nich nie są demo­nami?".

Ależ nie, nie upraszczajmy aż tak. Demony nie są podzielone między sobą. One zupełnie się zga­dzają co do tego, by jeden zastąpił drugiego. Jeśli zwracacie się do czarnoksiężnika, by odczarował, to faktycznie jest on silniejszy od poprzedniego. Wzywa silniejsze istoty negatywne, które zajmą miejsce poprzednika. Toteż stan danej osoby jest gorszy niż na początku. Wystarczy niewiele czasu, by zdać sobie tego sprawę i być może wezwać trzeciego maga (=czarnoksiężnika).

Zapewniam was, że spotkałem ludzi, którzy chodzili tak od jednego czarnoksiężnika do dru­giego, aż w końcu w swej rozpaczy zwracali się do tego jedynego, który mógł ich uratować to jest do Jezusa Chrystusa. Prawdą jest, iż pielgrzymowa­nie od jednego maga do drugiego nie upraszcza później modlitwy uwolnienia.

I na zakończenie. Jakie objawy występują u tych, którzy praktykują okultyzm, sami albo zasię­gając rady czarnoksiężnika? Nie tylko ja, byli też inni, którzy stwierdzili stopniowe zniekształcanie się charakteru. Takie swego rodzaju stwardnienie, zamknięcie sie, egoizm. Myślę, że jest ono zwią­zane z duchową pychą, która zaczyna ogarniać tę osobę, z pewnego rodzaju chęci władzy; stward­nienie spowodowane pychą. Zaczyna się mieć władzę nad rzeczami i istotami. Serce kamienieje. Wszystko odbywa się w sferze umysłu. Używanie formułki magicznej to kwestia zarządzania energią. Jest to odczłowieczające.

Na drugim miejscu znajdują się sprawy osobi­ste. W wielu wypadkach, w większości wypadków po pewnym okresie uprawiania magii, nawet jeśli czyjeś intencje chcą być dobre, pojawia się per­wersja czyli obsesja seksualna, napady złości, skłonności do gwałtowności, dążenie do samobój­stwa, w wielu przypadkach skłonności do melan­cholii, obsesji, niepokoju.

Ujmując z grubsza – pojawiają się trzy duchy: duch śmierci, samobójstwa i duch rozwiązłości. Duch wszelkiego rodzaju obsesji, który może się objawiać, aż po jakieś formy gwałtu.

Inne symptomy, które szybko się pojawiają: brak zainteresowania Ewangelią, modlitwą, prak­tyką religijną. Taki rodzaj głębokiego wstrętu, ogromna trudność skupienia się na modlitwie, złe samopoczucie w czasie liturgii, jak również nacho­dzące bluźniercze i sprośne myśli. Chęć ucieczki z kościoła, niemożność zmuszenia się do jakichkol­wiek praktyk religijnych, które wcześniej były czę­ścią naszego życia. Niekontrolowana odraza do religii i wszelkiej formy modlitwy. Trudność w zwró­ceniu się do Boga, oderwania się od fascynacji bliskością owych tajemnych sił. Oczarowanie, stopniowe zaślepienie tym bezosobowym Bogiem.

Na koniec, odkrycie, iż jest się świadkiem, pro­pagatorem, apostołem bezosobowego Boga, wiel­kiej mistyczno-galaretowatej mgławicy New Age'u. Dochodzi do stopniowego oczarowania, zaślepie­nia tą mistyką, która nie ma ani imienia, ani oblicza i która zachwala adorację Boga, będącego jedynie bezosobową wibracją i ko­smiczną energią. Powtarzam: Bóg bez imienia i bez oblicza.

Bracia i siostry w wierze, jeśli rozpoznajecie u siebie pewne symptomy, o których była mowa, nie bójcie się. Miejcie odwagę uklęknąć przed Panem, Naszym Ojcem, który objawił nam swe Imię i który przyszedł nam powiedzieć: „Kocham cię" w sposób osobowy. Liczysz się w moich oczach. Przelałem tyle kropli Krwi, by wyrwać cię z tej mgławicy, z łańcucha twego najgłębszego wroga. Dałem ci imię. Twoje imię zapisane jest na mojej dłoni. I wyjawiam ci Moje Imię: „Jezus, Bóg, Zbawiciel". Wyjawiam ci Moje Oblicze. Już wystawiłem Moje Oblicze na plwociny twoich wstętów, a mimo to kocham cię. Im bardziej się jednak odwracasz ode mnie i odtrącasz mnie, tym bardziej ciebie kocham. Bo miłość nie ma limitów. Kocham miłością wy­braną moje zagubione dzieci, ponieważ bardziej potrzebują tej miłości niż Ja. Proszę cię tylko o jedną rzecz, żebyś rzucił mi się w ramiona jak marnotrawny syn i pozwolił mi przytulić cię do Mego Serca. Byś pozwolił żebym cię oczyścił, uwolnił wodą i krwią, którą już za ciebie przelałem. Pozwól Mi dać ci radość powrotu do Mnie jako Moje umiłowane dziecko. Amen.

o. Jacques Verlinde

Jacques Verlinde, urodzony w Belgii w 1947 r. przebył dość szczególną drogę, zanim został księdzem katolickim w 1983 roku. W chwili gdy kończy swój doktorat z nauk ścisłych, styka się z medytacją transcendentalną i oddaje się jej „cia­łem i duszą" przez siedem lat. Bardzo szybko zo­staje członkiem biura dyrektora międzynarodowej organizacji medytacji transcendentalnej.

Jako „uczeń" guru, wyjeżdża na trzy długie po­byty do Indii, by zgłębić tradycję wedycką. Właśnie wówczas podejmuje praktyki okultyzmu i nawiązuje kontakt z różnymi szkołami ezoterycznymi.

W 1975 r. nawraca się na wiarę Jezusa Chry­stusa.

Potrzeba mu było siedmiu lat modlitwy uwol­nienia i duchowego uzdrowienia, zanim wstąpił do seminarium w Rzymie.

Od 1983 roku, po otrzymaniu doktoratu z filo­zofii, jest profesorem na Uniwersytecie Katolickim w Lionie.

W 1986 r. zakłada wspólnotę zakonną „Ro­dzina Świętego Józefa", która została oficjalnie uznana przez Kościół w Lionie w 1991 roku. Wtedy też obiera imię Pĕre Joseph Marie – Oj­ciec Józef Maria.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com