French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Maryja Nie­wiasta dep­cząca głowę Szatana

Napisał ks. Boguslaw Jaworowski, MSF w dniu czwartek, 01 maj 2003.

ks. Bogusław Jaworowski MSF

Moja cudowna przygoda z Matką Bożą z mojej strony rozpoczęła się w sposób świadomy jeszcze w mojej młodości. Pamiętam ten czas, kiedy jako dziecko spoglądałem nad moje łóżko gdzie, wisiał obraz Świętej Rodziny, na którym Maryja trzymała Dziecię Jezus, które karmiło gołębie. Bardzo czę­sto rano po przebudzeniu patrzyłem na tę piękną scenę i czułem się bardzo blisko serca tej cudow­nej Matki. Z tego obrazu biło ogromne rodzinne ciepło, a ja czułem się bardzo bezpiecznie. Głę­boko w moim sercu rodziło się wielkie zaufanie do tej Pięknej Matki. To zaufanie nabrało jeszcze większej mocy, kiedy już jako młodzieniec do­świadczałem różnych nocnych koszmarów sen­nych. Jeden sen wyrył się w mojej pamięci w spo­sób szczególny. Pamiętam, że śniło mi się, iż wyje­chałem daleko od domu rodzinnego. Schroniłem się na noc w jakiejś ogromnej budowli. Była to bar­dzo duża i wysoka sala, oddalona od ludzi. Kiedy miałem zamiar położyć się na spoczynek, okazało się, że jest to miejsce nawiedzone przez zło, które zaczęło manifestować swoją obecność. Usłysza­łem jakiś diabelski rechot i hałas. Zrozumiałem, że to Zły próbuje mnie przestraszyć. Pamiętam, że się nie bałem i to go rozwścieczyło. Chwycił mnie i za­czął mną rzucać o ściany, sufit i podłogę. Zrozu­miałem, że w tej walce sam nie dam rady i wów­czas bardzo się przestraszyłem. Zacząłem wzywać na pomoc moich świętych patronów i przyjaciół Nieba, lecz zdawało mi się, że moje prośby pozo­stawały bez widocznego odzewu. Trwało to (oczy­wiście w tym śnie) dość długo i coraz bardziej ro­zumiałem moją beznadziejną sytuację, uświado­miłem sobie, że ginę. Pogrążała mnie rozpacz i beznadzieja, że to już koniec i właśnie wtedy przy­pomniałem sobie o Niej, Matce, która już tyle lat swój wzrok kieruje na mnie z tego obrazu. Zrozpa­czony natychmiast rzuciłem się w jej ramiona i westchnąłem o pomoc i co się okazało, że w tej samej chwili zostałem uwolniony, Zły stracił swoją moc a ja poczułem się bezpieczny i uratowany. Obudziłem się a ona nadal spoglądała na mnie ze swego obrazu. Jej oczy były pełne Matczynej miło­ści.

Można powiedzieć, to tylko sen. Zgadzam się – to tylko sen, jednak dla mnie to także niezwykłe doświadczenie, które, kiedy analizuję z perspek­tywy 20 lat, stanowiło początek o wiele trudniej­szych zmagań ze Złem, już nie we śnie, ale w kon­kretnych sytuacjach życiowych. We wszystkich tych sytuacjach Ona, Matka Bożego Syna i nasza Matka zawsze odgrywała szczególną rolę.

Wówczas nie studiowałem teologii i nie mia­łem obecnego doświadczenia. Mało czytałem Pi­smo Święte. Kiedy po pewnym czasie zacząłem więcej sięgać do lektury religijnej, szczególnie Pi­sma Świętego, następnie studiować teologię, coraz bardziej wzrastał mój podziw dla Jej Tajemnicy. Jest to tajemnica, której rąbek odsłania nam Pismo Święte, Tradycja i Urząd Nauczycielski Kościoła.

Maryja zapowiedziana już w Księdze Rodzaju

Biblia poucza nas o początkach stworzenia świata. Już tam, u początku stworzenia świata, po­jawia się tajemnica człowieka i jego życia:

„A wreszcie rzekł Bóg: « Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! »" (Rdz 1,26). „(…) wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą." (Rdz 2,7).

W tajemnicę człowieka wpisana jest oczywi­ście tajemnica biblijnej niewiasty.

„Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: « Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta ». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż męż­czyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2,21-25).

Zadziwiający jest opis stworzenia człowieka i zachęcam do lektury Pisma Świętego. Przy po­wierzchownej lekturze można nie zwrócić uwagi na wiele przedstawionych szczegółów. My skupmy się na tych, które ukierunkowują nas na tajemnice niewiasty. Pan Bóg pogrąża mężczyznę w głębo­kim śnie. Podczas snu wyjmuje fragment z jego boku, tu przedstawiony jako zebro i z tego frag­mentu tworzy niewiastę. Można postawić pytanie, dlaczego fragment z boku, a nie z ręki, nogi, głowy, czy innego miejsca. Otóż ten opis bardzo wiele nam mówi. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Bi­blia była pisana w określonym środowisku i do określonych ludzi, to zauważymy, że w wielu miej­scach ukazuje nam prawdy Boże w sposób obra­zowy i symboliczny. Sam Pan Jezus, kiedy chodził po Ziemi nauczał podobnie: mówił w przypowie­ściach, przez analogie, porównania itp. Był to wła­ściwy dla ludów wschodu sposób przekazywania wiedzy. Autor biblijny znał mentalność ludzi, do któ­rych pisał pod natchnieniem Ducha Bożego i gdyby ukazał prawdę o stworzeniu w ten sposób, iż np. Niewiasta uczyniona jest z ręki mężczyzny, to dla odbiorców oznaczałoby, że niewiasta ma być rękoma dla mężczyzny, że ma dla niego pracować. Podobnie, gdyby niewiasta uczyniona była z nogi mężczyzny odebrano by to, że ma ona nosić jego ciężary, że ma być jego nogami. To, że niewiasta nie jest uczyniona z głowy mężczyzny oznacza, iż nie ma ona także nad nim panować, czy być jego głową. Uczyniona jest z fragmentu z boku, z bli­skości serca, które jest symbolem miłości, symbo­lem tego, co najpiękniejsze. Cała uczyniona jako sanktuarium miłości, ciepła i uczucia. Dlatego to mężczyzna, kiedy ją widzi po raz pierwszy jest pe­łen podziwu dla niej i rozpoznaje w niej siebie, co daje wyraz w słowach:

„« Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta ». Dlatego to mężczy­zna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie od­czuwali wobec siebie wstydu." (Rdz 2,23-25).

Już w tym miejscu autor pośrednio podkreśla, iż niewiasta od samego początku stworzona jest i przygotowana na to, by być matką. Ten fragment z boku, z bliskości serca mężczyzny i uczynione z niego sanktuarium miłości, którym ma być niewia­sta, prowadzi nas pod jej serce i poucza, iż w tym samym miejscu, pod jej sercem, Stwórca składał będzie już zawsze życie każdego człowieka. Nie­wiasta staje się w tym momencie sanktuarium ży­cia, ponieważ Bóg składa pod jej sercem nowe po­częte życie. Powołaniem niewiasty jest więc prze­kazywać życie, chronić je i pielęgnować od sa­mego początku. Niewiasta została obdarzona nie­zwykłym zaufaniem przez Stwórcę, bo to, co Stwórca uczynił jako ukoronowanie stworzenia powierza jej opiece i trosce. Dziecko uczynione na obraz i podobieństwo Boże złożone zostaje w ręce niewiasty. Bóg w ten sam sposób powierzy niewia­ście Swojego Jednorodzonego Syna, umieści ten najcenniejszy Swój Skarb także pod sercem Matki. Powierzy Go człowiekowi i jego trosce.

To wielkie zaufanie Boga do człowieka obja­wia się także w powierzeniu człowiekowi troski o całe stworzenie. Człowiek ma nad nim panować. Bóg jako najwspanialszy Rodzic, powierzając człowiekowi stworzony Raj, ostrzega przed trują­cym działaniem owocu z „Drzewa Poznania". Wszystko możesz spożywać, ale owoców tego drzewa nie zja­daj, nawet się do niego nie zbliżaj, bo umrzesz (por. Rdz 2,17). Okazało się, że czło­wiek obda­rzony tak wielką łaską zaufania, po­uczony o niebezpieczeństwie, w pełni świadomy sposób uległ pokusie Złego. W tym miejscu Historii Zbawienia pojawia się po raz pierwszy mowa o Szatanie, który przybrał postać węża. Opis biblijny nie ukazuje nam stanu wewnętrznego Szatana, z późniejszych relacji wiemy, iż stworzony jako duch niebieski sprzeciwił się Bogu i porwał do buntu przeciw Stwórcy pewną ilość innych duchów nie­bieskich. Od tamtego wydarzenia nieustannie sprzeciwia się Bogu i Jego dziełu. Prawdopodob­nie więc piękno stworzenia Bożego i wyniesienie człowieka do tak wielkiej godności – podobieństwo do samego Stwórcy – spotęgowały jego nienawiść i swój diabel­ski podstęp skierował w stronę niewia­sty. Ona uległa jego kłamliwej perswazji i spożyła owoc z za­kazanego drzewa. Potem zaniosła męż­czyźnie i on także zjadł. Trujący jad owocu szybko dał o sobie znać:

"Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usły­szeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu." (Rdz 3,...6-8)

Pojawia się wstyd, poczucie winy i strach przed Panem Bogiem. Konsekwencje nieposłu­szeństwa Bogu Stwórcy okazują się w swych skut­kach ogromne. Ojcowskie ostrzeżenie spełnia się. Człowiek staje się śmiertelny, zaczyna odczuwać cierpienie, strach i musi opuścić Raj. Wszelkie po­tomstwo człowieka zrodzi się już poza Rajem i nie będzie mogło korzystać z jego dobrodziejstw. Praca będzie ciężkim obowiązkiem. Człowiek staje się uległy swym namiętnościom, podatny na zło. Niewiasta jako ta, która dała się zwieść Złu zostaje obarczona trudem brzemienności, a jej pragnienia kierowane będą ku mężczyźnie. Bóg przeklina węża za to, co uczynił, ogłasza, iż grzech Adama ściągnął przekleństwo na Ziemię, jednak człowieka nie przeklina, mało tego, człowiekowi nie cofa swojego powołania do miłości. Wypowiada wyrok sprawiedliwości, iż człowiek będzie umierał. Po wy­roku sprawiedliwości, Stwórca wyciąga jednak w stronę człowieka pomocną dłoń, wskazując, iż to potomstwo niewiasty zmiażdży głowę Szatanowi (por. Rdz 3,15-19). W tych jakże bardzo zwięzłych słowach: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potom­stwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę." (Rdz 3,15) Bóg zapowiada Niewiastę, której potomstwo zmiażdży głowę Szatana. Przez całe wieki nikt nawet nie będzie ośmielał się przy­puszczać, że tym, który się narodzi będzie sam Boży Syn, że konsekwencje grzechu człowieka poniesie sam Bóg, kiedy w osobie swojego Syna przyjmie granice ludzkiej natury, przyjmie całkowite poniżenie Krzyża i oddając swoje życie spłaci dług sprawiedliwości Bożej. Bóg okazuje więc swoje miłosierdzie tak wspaniale i w takiej pełni, że więk­szego nie można sobie wyobrazić.

Jaka więc będzie ta niewiasta, której potom­stwo zmiażdży głowę Szatana? Jakie będzie to stwo­rzenie, które użyczy Swemu Stwórcy miesz­kania w swoim sercu i w swoim łonie?

Maryja na kartach Nowego Testamentu – Zwiastowanie

Maryja na kartach Nowego Testamentu poja­wia się w scenie zwiastowania spisanej przez Św. Łukasza Ewangelistę:

„W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Ga­briela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Da­wida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: « Bądź pozdrowiona, pełna ła­ski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewia­stami> ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: « Nie bój się, Maryjo, znala­złaś bo­wiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i poro­dzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Bę­dzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyż­szego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Da­wida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego pa­nowaniu nie będzie końca ». Na to Maryja rzekła do anioła: « Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? » Anioł Jej odpowiedział: « Duch Święty zstąpi na Cie­bie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, po­częła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za nie­płodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożli­wego ». Na to rzekła Ma­ryja: « Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa! » Wtedy odszedł od Niej anioł." (Łk 1,26-38)

Chociaż opis Ewangelisty jest bardzo zwięzły, to jednak dostarcza nam wielu informacji o Wy­brance Boga. Bóg wybiera niewiastę, dziewicę po­ślubioną Józefowi. Wkracza w życie tych młodych ludzi posyłając swego posłańca, anioła Gabriela. Anioł jako wysłannik Niebios staje przed dziewicą i pozdrawia ją słowami: „bądź pozdrowiona pełna ła­ski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>" Posłaniec nazywa Ją pełną łaski. Co to znaczy być pełną łaski? To znaczy, że jeśli jest się pełnym czegoś, to już nie ma miejsca na nic in­nego. Ma­ryja była pełną łaski, a więc nie mogło w jej sercu być miejsca na coś innego, jak tylko na dary Boże. Nie może być więc mowy o jakiejkol­wiek zmazie grzechowej. Jej serce zatopione jest w Bogu – Pan z Tobą, między innymi ten fragment mowy anioła daje podstawy Kościołowi do uznania Maryi jako niepokalanie poczętej. Maryja zmie­szana mową nieoczekiwanego gościa rozważa w swoim sercu, co to ma oznaczać. Anioł poucza i umacnia ją słowami: „nie bój się Maryjo...". Ob­wieszcza jej, iż Bóg wybiera ją na Matkę Swojego Syna. Teraz staje się jasne, iż Boży Syn, Świętość i Miłość sama, nie mógł się zjednoczyć z czymś, co posiadałoby jakąkolwiek zmazę grzechową. Wy­słannik Niebios poucza ją, iż sam Duch Święty zstąpi na Nią, Moc Najwyższego Ją osłoni i uak­tywni pod jej sercem moc rodzenia. W tym mo­mencie zdaje się, iż całe Niebo czeka na zgodę Tej młodej dziewicy z Nazaretu. Anioł informuje Ją także o jej krewnej Elżbiecie i oczekuje na jej od­powiedź. Po tym wszystkim z ust Maryi popłynęła odpowiedź godna wywyższenia, o którym poinfor­mował anioł: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!" Dopiero kiedy Ma­ryja wyraziła wolę poddania się Bogu, „odszedł od Niej anioł".

Widzimy więc, że Bóg nie niszczy wolnej woli stworzenia, lecz oczekuje zgody i chociaż niekiedy wymaga ogromnego zaufania, to jednak, kiedy człowiek wolę Stwórcy przyjmuje nagroda jest wspaniała. To przyjęcie woli Stwórcy Maryja ob­wieściła swoim „niech Mi się stanie", czyli swoim Amen. Tak, to było słowo Amen, które tłumacze Ewangelii oddali najpierw łacińskim Fiat, czy też jak w tłumaczeniu cytowanym powyżej: „niech Mi się stanie". Maryja nie mówiła przecież innym ję­zykiem jak tylko tym, który poznała w domu ro­dzinnym, a więc wypowiedziała swoje Amen. Jest to tajemnicze, biblijne słowo, które pojawia się już u początku, kiedy to Bóg stwarzając Świat wypo­wiadał Słowo Stwórcze: „Nich się stanie". W chwili gdy Maryja wypowiedziała Panu Bogu swoje Amen, pod jej sercem rozpoczęło się ludzkie życie Bożego i Jej Syna, którego anioł kazał nazwać imieniem Jezus. Jej wola jednoczy się z wolą Stwórcy, a Jej niepokalane łono staje się zaląż­kiem nowego, oczyszczonego Świata, w którym Dawca Życia łączy niebo z ziemią, a sprawy Bo­skie z ludzkimi. Rozpoczyna się realizacja Dzieła Odkupienia świata, sam Bóg wkracza w historię, by przynieść nam utracone w Raju Drzewo Życia. Słowo Amen pojawia się więc przy Stworzeniu Świata, jego Odkupieniu i naszym zbawieniu, kiedy każdy z nas wypowiada Bogu swoje Amen.

Scena Zwiastowania prowadzi nas ponadto do tego, co już powiedzieliśmy wcześniej o godności Niewiasty jako matki. Bóg prze­mawia do Maryi od­nawiając jej macierzyńską god­ność. Anioł przynosi jej nie inne powołanie, jak tylko to najwspanialsze – bycia matką, w tym wypadku ro­dzi­cielką Bożego Syna, który zetrze głowę węża. Od tej chwili Ma­ryja staje się Mieszkaniem dla Bo­żego Syna, Świątynią, w której On zamieszkał naj­pełniej. Mó­wimy o tym, iż Maryja w ten sposób stała się pierwszym Tabernakulum. Nawiązała się szcze­gólna relacja Macierzyńsko-Synowska. Syn bierze od niej w porządku ludzkim to, co każde dziecko od matki. Jej usta przyjmują pokarm, który posilą jego maleńkie ciało. Jej serce posyła krew, która ten pokarm doprowadza. Jej Ciało ogrzewa i daje poczucie bezpieczeństwa Jego ciału, wresz­cie Jego serce zaczyna bić obok Jej serca i tak o od samego początku przytulony do jej Matczynego serca, wsłuchując się w jego rytm, uczy się ludz­kiego języka miłości. Ta relacja macierzyństwa już nigdy się nie skończy. Przedziwna to tajemnica, którą Bóg powierza człowiekowi.

Maryja od chwili poczęcia Syna, gdziekolwiek się udaje, niesie Go w sobie, a co za tym idzie, gdzie wchodzi Ona, wnosi także Jego błogosła­wieństwo. Kiedy wchodzi do domu Elżbiety, już samo jej po­zdrowienie porusza dzieciątko w łonie krewnej. Ukazuje nam, że nie jest możliwe zjedno­czenie z Jezusem i pozostawienie Go tylko dla siebie, al­bowiem, kto jest zjednoczony z Bogiem promie­niuje na zewnątrz i inni doświadczają tego światła. Choć jest ono na razie niewidoczne dla oczu ciała, udziela się tym, którzy stają w jego obecności.

„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z po­śpiechem w góry do pewnego miasta w [pokole­niu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdro­wiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Ma­ryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę." (Łk 1,39-41).

Narodzenie w Betlejem

     „W owym czasie wyszło rozporządzenie Ce­zara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w ca­łym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wów­czas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wy­bierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Da­widowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z po­ślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie." (Łk 2,1-7).

Narodzenie Bożego Syna zgodnie ze Starote­sta­mentalnymi zapowiedziami miało miejsce w Be­tle­jem, w mieście, z którego pochodził król Dawid. Było to wypełnienie obietnicy danej królowi i naro­dowi, iż Mesjasz będzie pochodził z rodu i domu Dawida. W tym miejscu Historii Zbawienia widzimy, iż zamysłom Bożym podporządkowani są królowie, którzy wydając swoje decyzje realizują wolę Bożą. Bóg rodzi się w całkowitym uniżeniu, nie ma nawet miejsca w gospodzie, dlatego Józef z Maryją chro­nią się na noc w stajni betlejemskiej. Przy na­ro­dzeniu mają miejsca niezwykłe i cudowne wyda­rzenia. Maryja jednak wszystkie te sprawy zacho­wuje w swoim sercu.

Józef i Maryja całkowicie poddają się woli Bo­żej i prawu Bożemu. Zanosząc Dziecię Jezus do świątyni ofiarowują je Bogu i poddają obrzezaniu przez co włączają w Przymierze z Bogiem, składa­jąc w ten sposób w sercu dziecka zalążek wiary. Ten fragment udziela nam wspaniałej lekcji na te­mat Sa­kramentu Chrztu i przekazywania wiary dzie­ciom przez rodziców. W dzisiejszych czasach po­jawia się wielu niedouczonych, niejednokrotnie na­wet mieniących się być chrześcijanami ludzi, którzy twierdzą, że z chrztem dzieci powinno się zacze­kać do czasu ich wolnej i świadomej decyzji. Wła­śnie w tym miejscu taki człowiek musi sobie odpo­wiedzieć na pytanie: czy dla niego wzorem postę­powania jest Jezus i Maryja?. Jeśli tak, to za­uwa­żymy, iż rodzice mają obowiązek przekazać dziecku wiarę, jak uczynili to Józef i Maryja z ma­leńkim Jezusem, który nigdy im nie wypominał, że zadecydowali za niego włączając go do Narodu Wybranego i przekazując w ten sposób dziedzic­two wiary. Rodzice jeśli przekazują życie, to mają także obowiązek temu życiu nadać sens poprzez przekazanie wiary i wskazanie na wartości większe niż tylko doczesne.

Maryja i tajemnica zagubienia Jezusa w czasie pielgrzymki

„Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwy­czajem świątecznym. Kiedy wracali po skończo­nych uro­czystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszcza­jąc, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdzi­wili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: « Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukali­śmy Ciebie ». Lecz On im odpowiedział: « Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinie­nem być w tym, co należy do mego Ojca? » Oni jed­nak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im pod­dany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił po­stępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u lu­dzi" (Łk 2:42-52).

Ewangelista opi­sał nam pewien epi­zod z życia Pana Jezusa i Najświętszej Rodziny, który miał miejsce wtedy, kiedy Jezus skończył 12 lat. Zwy­czajem corocznym Święta Rodzina udała się na pielgrzymkę do Jerozolimy, aby spełnić swój obo­wiązek względem Boga. Po spełnionych czynno­ściach udali się w drogę powrotną do Nazaretu i okazało się, że gdzieś zagubił się 12-letni Jezus. Skoro się zorientowali, zaczęli Go szukać przy­puszczając, że idzie w towarzystwie innych pątni­ków. Uszli tak jeden dzień drogi i go nie odnaleźli. Podjęli więc natychmiastową decyzję powrotu do Jerozolimy i trzeciego dnia odnaleźli Go w Świą­tyni, gdzie siedział pomiędzy uczonymi, przysłu­chiwał się im i zadawał pytania, a oni byli zdziwieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Dla nas to także niezwykła lekcja, jaką otrzymujemy od Ma­ryi: po pierwsze, zawsze trzeba być czujnym, bo można zagubić w swojej ziemskiej wędrówce Je­zusa. Skoro przydarzyło się to takim ludziom jak Maryja i Józef, to tym bardziej może się to przyda­rzyć nam słabym w wierze. Po drugie, kiedy się zo­rientujemy, że idziemy bez Jezusa, trzeba pod­jąć wysiłek Jego odnalezienia jak uczynili to Ma­ryja i Józef. I po trzecie, nie znajdziemy Go nigdzie in­dziej, jak tylko w Świątyni, gdzie naucza i daje wspaniałe odpo­wiedzi. Trzeba nam więc powrócić najpierw do świątyni swego serca, potem do świą­tyni Pańskiej, gdzie Go odnajdziemy i poznamy po łamaniu chleba, gdzie On pozostał z nami aż do skończenia świata. Wtedy zabierzemy Go z sobą i pozostanie w naszym życiu, by być przyjacielem i prze­wodnikiem.

Maryja i nauka Kany Galilejskiej

"Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Ga­lilejskiej i była tam Matka Je­zusa. Zaproszono na to wesele także Je­zusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: « Nie mają już wina ». Jezus Jej odpowiedział: « Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewia­sto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? » Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: « Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie ». Stało zaś tam sześć stągwi ka­mien­nych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła po­mieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: « Napełnijcie stągwie wodą! » I na­pełnili je aż po brzegi. Potem do nich po­wiedział: « Zaczerpnijcie teraz i zanieście staro­ście weselnemu! » Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bo­wiem, skąd ono pochodzi, ale słu­dzy, któ­rzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana mło­dego i powiedział do niego: « Każdy czło­wiek sta­wia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wów­czas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory ». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie." (Jan 2,1-11).

Ewangelista Jan pozostawił nam niezwykły opis obecności Jezusa i Jego Matki na weselu w Kanie Galilejskiej. Kana Galilejska otwiera przed nami nowy rozdział dotyczący relacji matki do syna, gdzie Maryja po raz pierwszy na kartach Ewangelii interweniuje w sprawy ludzi, wstawiając się za nimi u Jezusa. Wesele, zaproszony na tę uroczystość Jezus i obecna Jego Matka. To wła­śnie Ona jako pierwsza zauważa problem braku wina. Widzi pro­blem wydawałoby się, że taki zwy­kły, po ludzku nawet dla niektórych ludzi kontro­wersyjny. Jest jednak wesele i radość młodych lu­dzi. Jeden z najpiękniejszych i najszczęśliwszych dni w ich życiu może zostać zakłócony brakiem wina, pozostawiając pewien niesmak. Ona to do­strzega i natych­miast kieruje swoje kroki do Syna. Informuje go w krótkich słowach: „nie mają już wina", na co Syn odpowiada: „czy to moja lub twoja sprawa, Niewia­sto". Wydaje się, że nie jest to naj­lep­szy pomysł. Ale Ona nie traci nadziei, ufając, że Syn zaradzi tej sprawie. Niezrażona od­powiedzią udaje się do sług i mówi: „zróbcie wszystko, cokol­wiek wam po­wie", wskazując na Jezusa. Jezus wstaje od stołu, podchodzi do sług, spogląda, widzi 6 stojących stągwi kamiennych, z których każda może pomieścić 2 lub 3 miary, to znaczy 80 do około 120 litrów wody. Każe sługom napełnić je wodą i napełnili je po brzegi. Wówczas każe za­czerpnąć i zanieść staro­ście weselnemu, który za­chwycony smakiem wina przywołuje pana mło­dego i chwali go przed innymi. Maryja w tej scenie po­ucza nas, że wstawia się za ludźmi u Syna i zo­staje wysłuchaną. Uczy nas mo­dlitwy, w jaki spo­sób zwracać się do Jezusa. Zauważmy, że Ona nie wyznacza Mu sposobu, w jaki ma zara­dzić po­trzebie i nie zraża się Jego reakcją, ale ufa, że zo­stanie wysłuchana. Nie mówi, że mają kupić czy pożyczyć, ale sygnalizuje tylko pro­blem: „nie mają już wina" i składa w Jego sercu. Ufa, że Je­zus sam najlepiej zaradzi tej potrzebie i pozosta­wia mu sposób spełnienia prośby. Ten opis po­nadto po­ucza nas, sługi Pana, że Maryja, kiedy zwraca się do człowieka, to zawsze wskazuje na Jezusa, a nigdy na siebie. Słowa: „zróbcie wszystko, cokol­wiek wam powie" w tym nas utwierdzają. Te słowa Maryja będzie powtarzać zawsze, ilekroć w póź­niejszej historii będzie przy­nosić ludzkości przesła­nia Boże. Ta prośba Maryi wymaga ogrom­nego zaufania, co widzimy na przykładzie sług noszą­cych wodę. Jest wesele, wspaniała uroczystość, a ktoś im nakazuje nosić aż tak wielką ilość wody. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż wówczas najczę­ściej w miejscowości była jedna studnia i trzeba było nosić dość daleko, to tym bardziej wydaje się to bezsensowne. Po co aż tyle wody? Przez cały czas wykonywania zleconej pracy słudzy zapewne mieli wątpliwości co do jej sensu. Ale wypełnili żą­danie do końca i dopiero wówczas ujrzeli owoc swej pracy. Jezus pobłogosławił ich wysiłek i trud słowami: „zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu". Na samym końcu zebrali owoc całej swej pracy. Podobnie jest i z nami. Maryja mówi: uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie, i my często nie rozumiejąc mamy wykonać nawet cza­sem bezsensowną, w naszym rozumieniu, pracę zleconą przez Jezusa i dopiero na końcu życia uj­rzymy jej owoc, kiedy On ją pobłogosławi. Nasz trud, cierpienie, niezrozumienie i wszystko, co ma wymiar miłości otrzyma Jego błogosławieństwo. Dlatego wymaga od nas zaufania.

Maryja pod Krzyżem Jezusa

„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stoją­cego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: « Niewiasto, oto syn Twój ». Następnie rzekł do ucznia: « Oto Matka twoja ». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pi­smo, rzekł: « Pragnę ». Stało tam naczynie pełne octu. Na­łożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: « Wy­konało się! » I skłoniwszy głowę oddał ducha." (Jan19,25-30)

Kulminacyjny moment Tajemnicy Odkupienia. Je­zus umiera na Krzyżu. Boży Syn oddaje swoje życie za zbawienie świata. Przyjmuje niezwykle okrutny wymiar cierpienia i śmierci. Wie, że wypeł­nia się Misja zlecona mu przez Ojca Niebieskiego. Złączony w jedno z ołtarzem, którym jest Krzyż, udziela światu ostatnich lekcji. Są to:

1. Lekcja o przebaczeniu. Jezus na krzyżu modli się słowami: „Ojcze przebacz im, bo nie wie­dzą, co czynią". Wypowiadając słowo: Ojcze, Je­zus czyni siebie dzieckiem i zwraca się do swego Ojca jako dziecko pełne ufności i wiary w to, że Jego Ojciec jest najsilniejszy i najwspanialszy i że może wszystko. Tak prosi Jezus: Ojcze przebacz im, na­wet tym, którzy mnie przybili do krzyża. My pa­trzymy na to tylko po ludzku, ale nawet patrząc tylko tak proszę powiedzieć, czy jest na świecie ja­kiś rodzic – ojciec, czy matka, którego dziecko umie­rając, w momencie śmierci poprosiłoby o coś, czy on by tego nie spełnił? Czy Ojciec zamknąłby serce na prośbę umierającego syna, czy matka córki? Na­wet człowiek, jeśli by mógł, spełniłby prośbę umierającego dziecka. O ileż wiec bardziej Ten, który jest Miłością samą, Ojciec Niebieski, wy­słucha swego Jednorodzonego i przebaczy światu grze­chy, nawet te najstraszniejsze, jeśli tylko zwró­cimy się do Niego. To jest ta pierwsza lekcja Krzyża: Bóg przebacza światu grzechy płacąc za nie ceną krwi Swego Syna. Skoro Bóg przebacza, to i my powinniśmy nawzajem przebaczać, gdyż Ewange­lia to dobra Nowina o tym, iż Bóg przeba­cza światu grzechy.

2. Druga lekcja, to lekcja o tym, iż za obronę Je­zusa i tego co Święte można otrzymać Niebo w jednej chwili. To lekcja o tym, iż w obronie Jezusa nie staje nikt z tych, którym wyświadczył dobro i miłość, których uzdrowił, uwolnił od Zła, czy trądu, ale człowiek-złoczyńca, bandyta, który umiera za swoje zbrodnie w zamian za to, iż staje w obronie Jezusa natychmiast otrzymuje Niebo. Obyśmy my umieli stawać w obronie Naszej wiary, Kościoła i godności ludzkiej na wzór Dobrego Łotra.

3. Wśród tych niezwykłych lekcji znajduje się i ta trzecia – lekcja o Matce. Maryja zawsze i we wszystkim jednoczyła się z Synem, aż po Krzyż. Co czuje serce Matki patrzące na umierające dziecko, rozumieją tylko te matki, które doświad­czyły tej życiowej tragedii. Co czuła Maryja, najdo­skonalsza i najczulsza z matek, pozostanie dla nas tajemnicą na wieczność. Bo nie da się opisać uczucia i bólu, którego się nie doświadczyło sa­memu. Jedno jest pewne, patrzyła jak umiera Jej najwspanialszy Syn i właśnie wtedy On kieruje wzrok na jej oblicze i czuje bicie jej cierpiącego serca. Widząc obok Niej umiłowanego ucznia, zwraca się do Niej słowami: „Niewiasto, oto syn Twój", a następnie mówi uczniowi: „Oto Matka twoja". W tak okrutnej dla Maryi chwili On składa każdego z nas w jej Matczynym Sercu. Maryja ro­dzi nas w niespotykanym bólu. Przyjmuje każdego jako swoje dziecko, bo przecież każdy z nas jest tym umiłowanym uczniem Chrystusa, za każdego z nas Jezus oddał życie, a to znaczy, że umiłował nas do końca. Uczeń bierze ją do siebie. To jest testa­ment Chrystusa, umierając pozostawia nam Swoją Matkę i każdy ma Ją wziąć do siebie. Jeśli nie wziąłeś Matki Jezusa do siebie, to nie wypełni­łeś Jego testamentu i nie zrozumiałeś Jego Ewan­gelii.

Kiedy po śmierci zdjęto ciało Jezusa, choć cierpie­nie Syna się zakończyło, to jednak nadal ból przenikał Serce Matki. Trzymając Go na swoim ło­nie cierpiała nadal, gdyż trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Wówczas jednak nie zapomi­najmy, że my znajdujemy się już w Jej Mat­czynym Sercu. To Jej Matczyne Niepokalane Serce jest je­dynym miejscem na ziemi, nad któ­rym nie miał władzy Szatan. Jezus nas złożył tam po­nieważ wiedział iż tam Zły nam nic złego nie uczyni. To jest to Jej zwycięstwo zapowiedziane w Raju. Po­tomstwo Niewiasty zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (por. Rdz 3,15). Jakże więc wspaniała jest Ta, której Niepokalanego Łona owoc starł w proch władzę starodawnego węża z Raju.

Maryja oczekująca obietnicy Syna

Po zmartwychwstaniu Jezus przez wiele dni ukazywał się swoim uczniom. Tradycja przekazała nam, że jako pierwsza Zmartwychwstałego ujrzała właśnie Ona, Jego matka. Choć wydarzenie to nie zostało upamiętnione na kartach Ewangelii, to jed­nak od najdawniejszych, wczesnochrześcijańskich czasów obok pustego Bożego Grobu, świadka Zmartwychwstania, znajduje się kaplica upamięt­niająca objawienie się Pana Matce. Ponadto Ma­ryja, jak podają Dzieje Apostolskie, wiernie trwała na modlitwie z uczniami Chrystusa oczekując obietnicy zesłania Ducha Świętego.

"Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie ra­zem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego. Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięć­dzie­siątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym sa­mym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i na­pełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też ję­zyki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każ­dym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napeł­nieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić ob­cymi ję­zykami, tak jak im Duch pozwalał mówić". (Dz 1,14;2,1-4).

Czy możemy wątpić w to, iż najpełniej zstąpił On w serce Tej, o której Anioł powiedział, że jest błogosławiona i pełna laski (por. Łk 1,26nn). Za­pewne wyniesiona do tak wielkiej godności, przy­jęła obie­cany dar w całej pełni, aby z tego daru udzie­lać pomocy tym, którzy zostali złożeni w Jej Niepo­ka­lanym Sercu.

Maryja w Chwale Nieba

Kiedy zakończyło się Jej doczesne życie z ciałem i duszą została wyniesiona do Niebieskiej Chwały. Nadal jednak pozostaje Matka Chrystusa i naszą. Relacja macierzyństwa przecież się nigdy nie kończy. Święty Jan, autor Apokalipsy, ukazuje nam Niebiańską wizję Niewiasty, Królowej, w której od­bija się obraz Matki Chrystusa.

„Potem wielki znak się ukazał na niebie: Nie­wiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej sto­pami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brze­mienna. I woła cierpiąc bóle i męki ro­dze­nia. I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów – a na głowach jego siedem diademów - i ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą ro­dzić Niewia­stą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I po­rodziła syna – mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zo­stało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. A Niewiasta zbie­gła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwie­ście sześćdziesiąt dni. I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli wal­czyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż staro­dawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na zie­mię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie." (Ap12,1-9).

Widzimy więc, że ten obraz ukazuje nam Ta­jem­nicę Biblijnej Niewiasty i walki, która rozgrywa się w duchu. Niewiasta obleczona w słońce, to Nie­wiasta obleczona w Chrystusa, albowiem On jest jako z wysoka wschodzące słonce (or. Łk 2,67-80). Księżyc pod jej stopami, to podeptanie sym­bolu zmienności, braku stałości. W niej miłość była zawsze ukierunkowana na Syna, a wola nie­zmien­nie złączona z Bożą. Wieniec z 12 gwiazd wska­zuje nam na wieniec zwycięstwa, koronę chwały i szczepu królewskiego, Bożego rodu. Ta głęboka symbolika całego opisu (por. Ap 12 1-17), ukazuje nam, że Ta właśnie Niewiasta odniosła wielkie zwycięstwo w walce ze Złem. Dla nas chrześcijan stanowi potężny oręż w walce z mo­cami ciemno­ści, jak powiedział Święty Paweł Apo­stoł:

„W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Oblecz­cie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wo­bec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pier­wiastkom duchowym zła na wyżynach niebie­skich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i obló­kłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej no­winy o pokoju" (Ef 6,9-15).

W tej jakże nierównej dla nas walce niezastą­piony oręż stanowi Ona. Schronieni w Jej Niepo­kalanym Łonie, gdzie Zły nas nie dosięgnie trzy­mając Ją za rękę (różaniec) możemy toczyć zwy­cięski bój o wspaniale Królestwo Chwały jej Syna, o to czego oko ludzkie nie widziało, ucho nie sły­szało, a serce nawet nie jest zdolne pojąć, jak cu­downą nagrodę zdobędą ci, którzy zwyciężą.

Dla pisma Michael:

        ks. Bogusław Jaworowski MSF

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com