French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Masoneria i komunizm

w dniu niedziela, 01 sierpień 2010.

Polska jest suwerennym, niepodległym pań­stwem [tekst ten pisany był w listopadzie 1998 r. – red.], w którym wolny naród sam dla siebie stanowi prawa. Budujemy własny dom i chcemy, aby wszy­scy mogli czuć się w nim gospodarzami. Nie chcemy rozdrapywać zabliźniających się ran zada­nych nam przez wrogie siły, ze wszystkimi sąsia­dami chcemy żyć w przyjaźni. Dość utoczyliśmy krwi, czym dowiedliśmy, że nikomu nie pozwolimy nad nami panować i nami rządzić. Staramy się dostosować nasze prawo do tych reguł, które w myśl zasad głoszonych przez społeczną naukę Kościoła, opierają współżycie narodów na funda­mencie pokoju i współpracy dla dobra wszystkich ludzi.

Z mozołem wznosimy gmach naszej nowocze­snej państwowości wierząc, że wszyscy obywatele Rzeczpospolitej w tej znojnej i odpowiedzialnej pracy wezmą z zapałem udział. Jesteśmy społe­czeństwem zwartym etnicznie, wyraźnie określo­nym światopoglądowo, solidarnym w swym widze­niu przyszłości Polski, opartej na niewzruszonym patriotyzmie i pryncypiach świętej wiary naszych ojców i dziadów – wiary w Chrystusowe posłan­nictwo Kościoła Rzymskiego. Przesłanką, jaką wskazania tej wiary kierują, to godny wizerunek osoby ludzkiej, człowieka kształtowanego na obraz i podobieństwo Boga. To sprawia, że chcemy żyć w ustroju gwarantującym wolność jednostki w wa­runkach, dających możliwość nieskrępowanego rozwoju talentów i wykorzystania energii każdego obywatela tworzącego we wspólnocie, świadomie i z przekonaniem, płaszczyznę wzajemnego zrozu­mienia i miłości bliźniego. Tak właśnie wyobra­żamy sobie drogę do jasnej przyszłości dla nas i naszych potomnych.

Czy powstały już wszystkie warunki, aby tę wizję ziścić?

Nie brak zewnętrznych objawów wskazujących na to, że znaleźliśmy się w sytuacji sprzyjającej urzeczywistnieniu tych zamierzeń, które wypływają z troski o dobro naszej Ojczyzny, o taką przyszłość naszego Narodu, za jaką tęskniły pokolenia: żeby Polska była Polską. Zewsząd płyną zapewnienia o życzliwości, uznaniu, gotowości pomocy, chęci współpracy i solidarności. Pojawiły się jednocze­śnie nowe aspekty na platformie stosunków mię­dzynarodowych, w tym szansa bliskiego współ­uczestnictwa w Organizacji Paktu Północno-Atlan­tyckiego i nieodległe rzeczywiste członkostwo we Wspólnocie Europejskiej. Entuzjaści tych struktur roztaczają perspektywę komfortu w pozbawionej antagonizmów Europie bez granic, w której odpo­litycznienie historii przyczyni się do współpracy na nowych, bardziej racjonalnych zasadach, a współ­zawodnictwo w obrębie wolnego rynku przyniesie Polakom dobrobyt i możność realizacji ambitnych planów życiowych.

Otaczająca nas rzeczywistość skłania wszakże do głębszych refleksji. Oto zaczyna się formować, zwłaszcza u młodzieży, tendencja do nowego wi­dzenia świata, w którym – za fasadą nieskrępowa­nej swobody – obejmuje we władanie młode dusze fetysz kryteriów materialnych. Podstawowym pro­bierzem mądrości życia staje się sukces wyrażony w dobrach doczesnych. Tradycja, kultura, przeży­cia duchowe wyższego rzędu, cześć dla ojczy­stego języka i skarbów literatury, umiłowanie Oj­czyzny i bojaźń Boża – wszystko to, coraz wyraź­niej, zaczyna ustępować przed ofensywą haseł nawołujących do poszukiwania najłatwiejszych dróg osiągnięcia dostatku, używania życia, podda­nia się kultowi rzeczy i hedonistycznych doznań. Przestroga, że pieniądz jest dobrym sługą, ale złym panem, schodzi na margines przeznaczony dla niezaradnych i naiwnych. Wzrost wypadków łamania prawa, cynizm i bezwzględność niepo­skromionej żądzy osiągania celów bez względu na relatywizm moralny i ocenę etyczną stosowanych środków – wszystko to rodzi smutne myśli. Coraz więcej z nas zadaje sobie pytanie, czy nie ma w tym ręki jakichś sił, które celowo, z rozmysłem de­prawują nasz Naród, odwodząc go od tych szla­chetnych wartości, które stanowią o jakości we­wnętrznej człowieka, dając mu możność bycia prawdziwie sobą. Wiemy, że życia nie można wy­dłużyć i nie można go poszerzyć, ale wiemy też, że można i trzeba go pogłębiać. Wszystko, co mate­rialne, umiera i ginie, tylko duch jest nieśmiertelny. Komu zależy na tym, aby tę prawdę ukrywać lub jej urągać?

Naród wyrzekający się patriotyzmu i tradycji traci swoją tożsamość

Z okazji osiemdziesiątej rocznicy odzyskania w 1918 roku niepodległości po wieloletniej niewoli, Centrum Badania Opinii Społecznej przeprowa­dziło sondaż, zadając losowo wybranym osobom kilka pytań dotyczących niezbyt odległej przeszło­ści i związanych z tym ważnych dla Polski faktów.

Okazało się, że tylko 30% Polaków potrafi prawidłowo odpowiedzieć na pytanie, dlaczego święto narodowe obchodzimy właśnie w dniu 11 listopada. Nie więcej niż 22% zagadniętych pa­miętało wywiesić w tym dniu w oknie swojego mieszkania biało-czerwoną flagę, zaledwie 13% umiało skojarzyć nazwisko marszałka Józefa Pił­sudskiego ze zwycięstwem w bitwie warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Spośród pytanych z grupy poniżej 18 roku życia nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kim był ks. Ignacy Skorupka, kto był ostatnim komendantem głównym Armii Krajowej, co oznaczał kryptonim Akcja „Burza" i w jakich pol­skich miastach działały polskie uniwersytety im. Stefana Batorego i Jana Kazimierza.

Rezultaty wspomnianej ankiety budzą bolesne refleksje. Naród, który wyrzeka się swej tradycji, podąża ku zatraceniu swej tożsamości. Jeśli o wymienionych faktach nie wiedzieli uczniowie, to znaczy, że zapomnieli o nich ich rodzice i nie wie­dzieli, lub uznali za nieważne, ich nauczyciele. Niepodważalna jest teza, że budowę więzi wspól­noty, świadomości narodowej i historycznej, a w ślad za tym siłę duchową narodu kształtuje rodzina i szkoła. Jak to wygląda dziś u nas? W bezpardo­nowej szarpaninie i walce o byt, w atmosferze nie przebierającego w środkach wyścigu o przewagę, w obawie o utratę pracy i zarobków, rodzice nie mają chwili czasu, aby zająć się dzieckiem, nara­żonym na coraz aktywniejszą indoktrynację prze­różnych grup o podejrzanej proweniencji. Młodzież oplatają macki handlarzy narkotykami, grozi jej upadek moralny zanim wejdzie w życie dorosłe. Rodziny polskie są coraz mniej liczne, dzieci już nie dają radości, lecz stają się kłopotliwym bala­stem dla goniących za pieniądzem rodziców.

Czy szkoła, od najniższego poziomu poczyna­jąc, spełnia swoje kształcące i wychowawcze funk­cje? Czy poziom prowadzonych lekcji, konstrukcja programów, organizacja nauczania, środki prze­znaczone na szkolnictwo – czy to wszystko nie budzi obaw, co do rezultatów formowania młodych charakterów? Co nam mówi statystyka prze­stępstw, w tym nawet przerażająco brutalnych zbrodni dokonywanych przez nieletnich? Czy lu­dzie z elit tworzących rządy są ślepcami, że nie dostrzegają atrofii patriotyzmu i rosnącej wzgardy dla zasad współżycia społecznego? Współczesne pokolenie Polaków jest coraz wyraźniej przesiąk­nięte wulgarnym utylitaryzmem, wyjaławiane z tre­ści etycznych, nie baczące na ostrzeżenia o zgub­nym pomniejszaniu wartości płynących z nauk Ko­ścioła. Tak wychowywana i kształcona generacja stanie się rezerwuarem taniej siły roboczej, po­zbawionej samoświadomości, nie związanej ze schedą narodową i chrześcijańską. Pojawia się niebezpieczeństwo utraty odporności na wpływy czynników tak zewnętrznych jak i wewnętrznych, a tym samym wyobcowania Polaków z ich historycz­nej wspólnoty. Nietrudno będzie wówczas roztopić się w kosmopolitycznym morzu wielostemilionowej, indyferentnej masy obcojęzycznej, wyrosłej z innej gleby kulturowej, mającej inną mentalność i ku in­nym zmierzającej celom.

Załamały się dzięki Opatrzności Bożej zbrodni­cze plany eksterminacji fizycznej i próby skrusze­nia godności narodowej podjęte przez faszyzm i komunizm. Czy jednak wraz z odejściem w prze­szłość koszmarów tamtych lat zostały usunięte wszelkie zagrożenia? Czy to, co nas otacza, nie wskazuje na możliwość usiłowań, innymi sposo­bami, nadwątlenia sił moralnych narodu i podpo­rządkowania sobie kierunków rozwoju zdarzeń między Bugiem a Odrą? Czy należy wykluczyć istnienie sił, które z korzyścią dla swych dążeń chętnie widziałyby własny scenariusz, a nawet ak­tywnie, choć mniej widocznie biorą udział w jego urzeczywistnianiu? Nie można z całą pewnością twierdzić, że tak jest, ale byłoby krótkowzroczno­ścią i brakiem odpowiedzialności upierać się, że tak nie jest i przymykać oczy na symptomy do­strzegalne w naszym życiu parlamentarnym, na szczytach władzy wykonawczej, w ośrodkach de­cyzji gospodarczych, w jurysdykcji, w szkolnictwie i nauce, w dziedzinie bezpieczeństwa, wojskowości etc. Gdzie leżą źródła tych wszystkich zjawisk, które budzą uzasadniony niepokój i wskazują, że droga, po której idziemy, nie zawsze jest wyzna­czana przez dobrze rozumiany interes narodowy?

Antysemityzm

Akt ludobójstwa przerastający w swych rozmia­rach wszystko, co człowiek cywilizowany wymyślić może, dokonany na narodzie żydowskim i wy­znawcach judaizmu przez patologiczny system hitlerowski spowodował, że od czasu holocaustu zaczęto traktować pojęcie antysemityzmu w spo­sób rozszerzający do tego stopnia, że każda zgoła nie napastliwa lub wręcz życzliwa krytyka nawet pojedynczego człowieka, należącego do wspólnoty żydowskiej, jest nagłaśniana i potępiana jako przejaw nienawiści rasowej. W obecnej Polsce przybrało to formy niemal wynaturzone. Żydzi, jak wszystkie narody i członkowie jakichkolwiek wy­znań, mają swe przymioty i wady. Są wśród nich ludzie zasługujący na podziw i na napiętnowanie, wielkoduszni i skąpi, uczciwi i przewrotni, szla­chetni i podli. Szczególne uczulenie na jakikolwiek zarzut pod ich adresem wynika u tych ludzi stąd, że żydowska diaspora w każdym otoczeniu uważa się za grupę reprezentującą naród wybrany, co sprawia, że w ich widzeniu bardziej niż w jakiejkol­wiek innej społeczności żywy i trwały jest podział na „my" i „oni". Wielki francuski filozof Henri Bergson (Dwa źródła moralności i religii, 1931) twierdzi nie bez racji, że ekspansja takiego po­strzegania świata jest jedną z ważnych przyczyn wielkich konfliktów międzyludzkich prowadzących do konfrontacji, gdyż rodzi sprzeczne ideologie, które nie chcą lub nie dadzą się pogodzić z innymi w drodze dialogu, tolerancji, a tym samym unie­możliwiają harmonijne współżycie.

Taka postawa, nadal nie wszędzie przezwycię­żona, jest m. in. charakterystyczna dla ultrarady­kalnych nacjonalistów, syjonistów, masonów i ko­munistów; stanowisko takie musi odcisnąć się nie­kiedy tragiczniej w skutkach niż samo zło pier­wotne, gdyż rodzi chęć odwetu. Wybitny litewski poeta i eseista Tomas Venclowa (Żydzi i Litwini, 1989) zauważył:

„Ktokolwiek wyodrębnia się spośród innych tworząc szczególną grupę ludzi – narodową, kla­sową, religijną, światopoglądową itp. – a więc od­cina się od związku duchowego z ludźmi żyjącymi obok, ten w istocie rzeczy albo sam przygotowuje pogrom lub obóz koncentracyjny, albo wyzwala syndrom reakcji podobnego rodzaju".

Alexander Shtromas, łotewski uczony, profesor nauk politycznych w Hillsdale, Massachusetts (USA), w swym głośnym studium (The Jewish and Gentile Experience of the Holocaust. A Personal Perspec­tive, 1989) pisze:

"Antysemityzm jest straszny, tak jak haniebny jest antygermanizm, antypolonizm, antyarabizm i wszystkie inne przejawy zapiekłej nienawiści do innych narodów. Ponieważ nie znam słów, które chcę przytoczyć niżej, a pochodzących od którego­kolwiek z żydowskich pisarzy, uważam za swój obowiązek powiedzieć coś ważnego, aby wypełnić istniejącą lukę. Oto nie mielibyśmy racji stwarzając pozory, że zjawisko antysemityzmu zrodziło się jedynie z irracjonalnej fantazji, z uprzedzeń do nas i wcale nawet w części nie odpowiada przesadnej reakcji na oczywiste błędy, jakie niektórzy z nas bez wątpienia poczynili. Jako Żyd muszę odrzucić tezę, że my Żydzi byliśmy zawsze bez winy i że byliśmy wobec tego bezgrzesznymi ofiarami nad­użyć i niesprawiedliwości innych. Musimy uznać nasze bezsporne wady, takie jak np. nie zawsze dostateczna wrażliwość na niektóre ważne pro­blemy stojące przed naszymi nie-żydowskimi kra­jami, w których mieszkaliśmy; egocentryzm, który zbyt często skłaniał nas do osiągania własnych celów i korzyści, bez zwracania uwagi, w jakim stopniu dążenie do nich odbija się na sprawach in­nych ze szkodą dla nich; lekkomyślność, jaka nie­raz nasuwała niektórym z nas przypuszczenie, że to, co dobre dla nas, musi być również dobre dla innych. Zbyt wielu z nas w takim przekonaniu było nadzwyczaj gotowych do bezmyślnego angażowa­nia się we wszystkie rodzaje wywrotowych działań, zagrażających integralności, a nawet istnieniu krajów udzielających nam życzliwej gościny. Dla­tego też musimy przyznać się do naszych win. Mu­simy raz na zawsze zrozumieć, że straty i niepo­wodzenia krajów, które nas przygarnęły, są też naszymi własnymi stratami i niepowodzeniami, że ich sukcesy są z korzyścią dla nas, że z woli histo­rii kształtujemy razem z nimi na dobre i na złe jedno społeczeństwo i musimy stosownie do tego myśleć i postępować".

Człowiekowi, który napisał te mądre i głęboko ludzkie słowa należy się cześć i podzięka.

Masoneria

Encyklika papieża Leona XIII Humanum Genus odnosi się do niebezpieczeństw – na przykładzie wolnomularstwa, zwanego też masonerią – jakie niosą za sobą tajne stowarzyszenia i sekty działa­jące w sposób zakonspirowany lub zakamuflo­wany, dysponując sprawną organizacją i znacz­nymi środkami o niewiadomym pochodzeniu. Dążą one do podkopania ustalonego porządku publicz­nego, tworzenia zamętu w umysłach i sercach lu­dzi wszystkich warstw, wciskając się zuchwale acz niepostrzeżenie we wszystkie dziedziny, opano­wując podstępem nieformalnie władzę. Osiągają wielkie nielegalne zyski poprzez korupcję, oszu­stwa, matactwa, deprawację społeczeństw (alko­holizm, narkomania, pornografia, hazard) i nie­rzadko zbrodnie. Zgubny wpływ przewrotnych metod działania tych struktur mafijnych lub im po­dobnych (zorganizowana przestępczość) jest wiel­kim zagrożeniem dla każdego narodu. Mnożące się ich agendy lub przybudówki (sekty religijne) mają na celu podważanie autorytetu Kościoła ka­tolickiego, stanowiącego dla nich znaczną prze­szkodę na drodze do urzeczywistnienia ich celów. Wykorzystując ułomność natury ludzkiej, sztaby kierownicze tych akcji prowadzą swe trucicielskie działania drogą infiltracji we wszystkich, zwłaszcza młodzieżowych środowiskach. Nie szczędzą środ­ków na skrupulatne badania socjopsychologiczne i oparte na nich wyrafinowane metody postępowa­nia.

Komunizm

Wydawać by się mogło, że encyklika papieża Piusa XI Divini Redemptoris, zawierająca analizę bezbożnego komunizmu, nie ma już dzisiaj istot­nego znaczenia ze względu na totalną kompromi­tację tej „idei". Masowe zbrodnie na skalę nie mniejszą, a może nawet przerastającą to, co przy­niósł Europie hitleryzm, tyrania jako podstawa ustroju politycznego, niewydolność gospodarki, pauperyzacja rzesz pracujących w systemie neo-niewolnictwa, bezrozumna negacja wartości po­zamaterialnych, odebranie praw ludzkich, zniewo­lenie podbitych społeczeństw, popieranie terrory­zmu – wszystko to sprawiło, że tak nośna w niektó­rych zakątkach świata formuła komunistycznego „ładu" przestała grozić ludzkości jako wzór sys­temu „sprawiedliwości społecznej". Rozpad „impe­rium zła" przypieczętował zejście ze sceny historii tego tworu szatana. Ale należy pamiętać, że dzięki rozpasanej propagandzie komunizm miał (np. we Francji, we Włoszech, w Meksyku, w Chinach) swoich zwolenników nie tylko wśród robotniczych mas wyzyskiwanych przez wojujący kapitalizm XIX wieku, lecz również później, obok artystów, pisarzy i polityków, także wśród uczonych teoretyków hi­storii, prawa, religii, a nawet... ekonomii. Nie brak i dziś takich, którzy upierają się, że piękna i słuszna idea została spartaczona przez nieudolnych wyko­nawców i skażona rosyjskim nacjonalizmem. Mó­wią oni: „Czy gdyby ośrodkiem promieniowania haseł komunistycznych był np. Paryż, a nie Mo­skwa, gdyby funkcjonowanie gospodarki i admini­stracji spoczywało w rękach kompetentnych i sprawnych działaczy i urzędników (np. powszech­nie uznawanych za zdolnych organizatorów – Niemców), i gdyby głównym ideologiem był mądry przywódca obdarzony charyzmą intelektualną, a nie cyniczny i krwiożerczy Stalin, to czy losy reali­zacji koncepcji Marksa i Engelsa nie mogły poto­czyć się inaczej? Czy zawsze uczciwa demokracja oparta na rozpasanym liberalizmie rynkowym jest na pewno tym optymalnym systemem, który należy potulnie akceptować? Czy nie trzeba się starać dociekać możliwości znalezienia innej drogi?". Te sprytnie podsuwane wątpliwości trafiają niekiedy do ludzi, u których instynkt poszukiwania alterna­tyw każe im czasem brnąć w bezdroża nonsensu.

Zauważamy, że w wielu państwach Europy scena polityczna (np. w Niemczech) zaczyna się przesuwać na lewo; w roku 1998 na czele rządu we Włoszech stanął neokomunista. Nie należy lek­ceważyć tych sygnałów. Historia zna takie mean­dry, których najtężsi dyplomaci nie są w stanie przewidzieć. Komunistyczne „idee", m. in. jako podstępna broń ateizmu, sprowadzająca człowieka do roli bezwolnego konia roboczego, manipulowa­nego przez wszech­władne i autorytarne państwo, nie zostały wyrwane z korzeniami z mentalności wielu ludzi, schowa­nych obecnie za parawanem „socjaldemokracji". Nie zamierzają oni złożyć broni. Komuniści często zmieniają metody, nigdy cele. Będą się inaczej nazywać, używać innego języka, innych sloganów, innych sztandarów, ale droga, po której iść zamie­rzają będzie miała zawsze ten sam kierunek.

Ks. Henryk Jankowski

Zmarły 12 lipca 2010 r. ksiądz prałat Henryk Jankowski (ur. 1936) zapisał się na trwałe w historii Polski jako kapelan pierwszej „Solidarności". Za prawdę, którą głosił, był wielokrotnie szykanowany i atakowany przez międzynarodówkę komuni­styczno-masońską. Również ze strony zwierzchni­ków Kościoła był napominany i uciszany (12-mie­sięczny zakaz głoszenia kazań wydany przez ar­cybiskupa Tadeusza Gocłowskiego w 1997 r.). Był zwolennikiem Mszy trydenckiej. Od 1990 r. był ka­pelanem honorowym Ojca Świętego. Prowadził szeroką działalność charytatywną. Pozostawił m. in. kaza­nia i teksty, zebrane w wielu książkach. Są one nie tylko zapisem historii i problemów bieżą­cych, ale stanowią ponadczasową analizę kondycji czło­wieka i rozmaitych struktur społecznych, ide­ologii, organizacji, zawsze rozpatrywanych z punktu wi­dzenia wiary katolickiej i nauczania spo­łecznego Kościoła.


90. rocznica Bitwy Warszawskiej 15 sierpnia 1920 r.

Orędzie Episkopatu Polski skierowane 7 lipca 1920 r. do Ojca Świętego, biskupów świata i Narodu

Zwracamy się do was, najczcigodniejsi księża biskupi całego katolickiego świata, z wołaniem go­rącym o pomoc i ratunek dla Polski. Zwracamy się w chwili tak bardzo dla nas krytycznej, kiedy to wróg potężny staje na naszych rubieżach, zagrażając nam podbojem i zniszczeniem. (...) W takiej to chwili podnosimy głos do was, bracia nasi czcigodni, i jakżebyśmy to pragnęli, aby echem rozszedł się po świecie. Bo nie my sami zagrożeni dziś jesteśmy. (...) Bolszewizm idzie istotnie na podbój świata. Rasa, która nim kieruje już przedtem podbiła sobie świat przez złoto i banki, a dziś, gnana odwieczną żądzą imperialistyczną, płynącą w jej żyłach, zmierza już bezpośrednio do ostatecznego podboju na­rodów po jarzmo swych rządów. Wszystko inne, o czym ona mówi i głosi, jak lud, los warstw robotni­czych, jak panowanie proletariatu, to są maski jeno, pokrywające przed nieświadomymi właściwe jej cele. (...)

Oprócz doktryny i czynu, nosi jeszcze bolszewizm w swej piersi nienawiścią zionące serce. Nie­nawiść zaś jego zwraca się przede wszystkim ku chrystianizmowi, którego żywym jest zaprzeczeniem; zwraca się przeciw krzyżowi Chrystusa i Jego Kościołowi, zwłaszcza, iż ci, którzy są sterownikami bolszewizmu, noszą w swej krwi tradycyjną nienawiść ku chrystianizmowi.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com