French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Nadzieją zbawieni

w dniu wtorek, 01 styczeń 2008.

Spe Salvi

ENCYKLIKA OJCA ŚWIĘTEGO BENEDYKTA XVI O NADZIEI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

„Spe salvi" („Nadzieją zbawieni") to tytuł dru­giej encykliki papieża Benedykta XVI, tym razem poświęconej nadziei chrześcijańskiej. Została ona ogłoszona w Watykanie 30 listopada 2007 r. Przedstawiamy fragmenty tej encykliki.

Wprowadzenie

1. « SPE SALVI facti sumus » – w nadziei już jesteśmy zbawieni (Rz 8, 24), mówi św. Paweł Rzymianom, a także nam. « Odkupienie », zbawie­nie, zgodnie z wiarą chrześcijańską, nie jest jedy­nie zwyczajnym wydarzeniem. Odkupienie zostało nam ofiarowane w tym sensie, że została nam dana nadzieja, nadzieja niezawodna, mocą której możemy stawić czoło naszej teraźniejszości: te­raźniejszość, nawet uciążliwą, można przeżywać i akceptować, jeśli ma jakiś cel i jeśli tego celu mo­żemy być pewni, jeśli jest to cel tak wielki, że usprawiedliwia trud drogi.

Wiara jest nadzieją

2. (…) Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraź­niej­szości. Tak więc możemy stwierdzić: chrześci­jań­stwo nie było jedynie « dobrą nowiną » – przeka­zem treści do tej pory nieznanych. (…) Mroczne wrota czasu, przyszłości, zostały otwarte na oścież. Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie.

3. Teraz jednak pojawia się pytanie: na czym polega owa nadzieja, która – jako nadzieja – jest « zbawieniem »? (…) Poznać Boga – prawdziwego Boga – oznacza otrzymać nadzieję. Dla nas, którzy od zawsze żyjemy z chrześcijańską koncepcją Boga i przywykliśmy do niej, posiadanie nadziei, która pochodzi z rzeczywistego spotkania z Bo­giem, jest już czymś z czego niemal nie zdajemy sobie sprawy. (…) [Św. Józefina Bakhita] Rozu­miała to, co św. Paweł miał na myśli, gdy przypo­minał Efezjanom, że przedtem byli pozbawieni nadziei i Boga na ziemi – nie mieli nadziei, bo nie mieli Boga. (…) odczuwała konieczność propago­wania wolności, którą zyskała w spotkaniu z Bo­giem Jezusa Chrystusa. Wolność powinna być dawana innym, możliwie jak największej liczbie osób.

Pojmowanie nadziei opartej na wierze w Nowym Testamencie i w pierwotnym Kościele

4. (…) Chrześcijaństwo nie niosło przesłania socjalno-rewolucyjnego jak to, w imię którego Spartakus prowadził krwawe boje i przegrał. Jezus nie był Spartakusem, nie był bojownikiem o wol­ność polityczną, jak Barabasz albo Bar-Kochba. To, co przyniósł Jezus, który umarł na krzyżu, było czymś całkowicie odmiennym: spotkaniem z Pa­nem panów, spotkaniem z żyjącym Bogiem, a za­tem spotkaniem z nadzieją mocniejszą niż cierpie­nia niewoli, przemieniającą od wewnątrz życie i świat. (…) Ludzie, którzy zgodnie ze swoim statu­sem społecznym dzielą się na panów i niewolni­ków, jako członkowie jednego Kościoła stają się dla siebie braćmi i siostrami – tak wzajemnie na­zywali siebie chrześcijanie. (…) Nawet jeżeli ze­wnętrzne struktury nie zmieniły się, wewnętrznie zmieniało się społeczeń­stwo.

5. (…) To nie żywioły świata, prawa materii rządzą ostatecznie światem i człowiekiem, ale osobowy Bóg rządzi gwiazdami, czyli wszech­światem; prawa materii i ewolucji nie są ostateczną instancją, ale rozum, wola, miłość – Osoba. A jeśli znamy tę Osobę, a Ona zna nas, wówczas nie­wzruszona moc elementów naturalnych nie jest ostateczną instancją; wówczas nie jesteśmy nie­wolnikami wszechświata i jego praw – jesteśmy wolni.

6. (…) w obliczu śmierci pytanie o sens życia jest nieuniknione. [Chrystus] Wskazuje nam drogę, a tą drogą jest prawda. On sam jest jedną i drugą, a zatem jest także życiem, którego wszyscy po­szukujemy. On też wskazuje drogę poza granicę śmierci. (…) Prawdziwym pasterzem jest Ten, który zna także drogę, która wiedzie przez dolinę śmierci; Ten, który nawet na drodze całkowitej samotności, na której nikt nie może mi towarzy­szyć, idzie ze mną i prowadzi mnie, abym ją poko­nał. On sam przeszedł tę drogę, zszedł do króle­stwa śmierci, a zwyciężywszy śmierć, powrócił stamtąd, aby teraz towarzyszyć nam i by dać nam pewność, że razem z Nim można tę drogę odna­leźć. Świadomość, że istnieje Ten, kto również w śmierci mi towarzyszy i którego « kij i laska dodają mi pociechy », tak że « zła się nie ulęknę » (por. Ps 23, 4), stała się nową « nadzieją » wschodzącą w życiu wierzących.

8. (…) Nie można nie dostrzegać związku, jaki zachodzi pomiędzy tymi dwoma rodzajami « sub­stancji », pomiędzy środkami utrzymania albo bazą materialną a uznaniem wiary za « bazę », za « sub­stancję » trwałą. Wiara nadaje życiu nową pod­stawę, nowy fundament, na którym człowiek może się oprzeć, a przez to zwyczajny fundament, czyli ufność pokładana w dobrach materialnych, relaty­wizuje się.

Czym jest życie wieczne?

10. (…) Niemniej musimy zapytać wprost: czy wiara chrześcijańska jest również dla nas dzisiaj nadzieją, która przemienia i podtrzymuje nasze życie? (…) Wiara jest substancją nadziei. Tu jed­nak pojawia się pytanie: czy naprawdę tego chcemy – żyć wiecznie? Być może wiele osób odrzuca dziś wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje się im rzeczą pożądaną. Nie chcą życia wiecz­nego, lecz obecnego, a wiara w życie wieczne wydaje się im w tym przeszkodą. Kontynuować życie na wieczność – bez końca, jawi się bardziej jako wyrok niż dar. Oczywiście chciałoby się odsu­nąć śmierć jak najdalej. Ale żyć zawsze, bez końca – to w sumie może być tylko nudne i ostatecznie nie do zniesienia. (…) Już wcześniej Ambroży powiedział: « Nie należy płakać nad śmiercią, gdyż prowadzi ona do zbawienia ».

11. Niezależnie od tego, co dokładnie chciał powiedzieć św. Ambroży w tych słowach – prawdą jest, że gdyby śmierć została wyeliminowana lub odsunięta w nieskończoność, ziemia i ludzkość znalazłyby się w sytuacji niemożliwej i nie przynio­słoby to korzyści również samej jednostce. Oczy­wiście jest pewna sprzeczność w naszym postę­powaniu, która wiąże się z wewnętrzną sprzeczno­ścią naszej egzystencji. Z jednej strony nie chcemy umierać; zwłaszcza ci, którzy nas kochają nie chcą naszej śmierci. Z drugiej jednak, nie pragniemy też istnieć w nieskończoność, a także ziemia nie zo­stała stworzona z taką perspektywą. Czego więc tak naprawdę chcemy? Ta paradoksalność naszej własnej postawy rodzi głębsze pytanie: czym w rzeczywistości jest « życie »? Co w rzeczywistości oznacza « wieczność »? (…) Augustyn w swoim długim liście o modlitwie (…) napisał kiedyś: W gruncie rzeczy pragniemy tylko jednej rzeczy – « szczęśliwego życia », życia, które po prostu jest życiem, po prostu « szczęścia ». (…) Potem jednak Augustyn mówi: patrząc lepiej, wcale nie wiemy, czego pragniemy, czego właściwie chcemy. (…) Nie wiemy, czego prawdziwie pragnęlibyśmy; nie znamy tego « prawdziwego życia »; niemniej wiemy, że musi istnieć coś, czego nie znamy, a do czego dążymy.

12. (…) W jakiś sposób pragniemy życia, tego prawdziwego, którego potem śmierć nie tknie; równocześnie jednak nie znamy tego, ku czemu zmierzamy. Nie możemy zaprzestać dążenia do tego, a równocześnie wiemy, że to wszystko, czego możemy doświadczyć albo co zrealizować, nie jest tym, czego pragniemy. Ta nieznana « rzecz » jest prawdziwą « nadzieją », która nas in­spiruje, a jej niepoznawalność jest równocześnie przyczyną wszelkiej rozpaczy, jak też wszelkich pozytywnych czy destruktywnych zrywów w stronę autentycznego świata i autentycznego człowieka. Słowo « życie wieczne » usiłuje nadać imię tej nie­znanej a znanej rzeczywistości. Z konieczności jest to określenie niewystarczające, które wywołuje zamieszanie. Określenie « wieczne » budzi w nas bowiem ideę czegoś nie kończącego się, i tego się lękamy; kojarzy nam się ze znanym nam życiem, które kochamy i którego nie chcemy utracić, ale jednak równocześnie przynosi ono więcej trudu niż zaspokojenia, a zatem podczas gdy z jednej strony pragniemy go, z drugiej go nie chcemy. Możemy jedynie starać się myślą wybiec poza doczesność, w której jesteśmy uwięzieni i w jakiś sposób prze­czuwać, że wieczność nie jest ciągiem następują­cych po sobie dni kalendarzowych, ale czymś, co przypomina moment ostatecznego zaspokojenia, w którym pełnia obejmuje nas, a my obejmujemy pełnię. Byłby to moment zanurzenia się w oceanie nieskończonej miłości, w którym czas – przed i potem – już nie istnieje. Możemy jedynie starać się myśleć, że ten moment jest życiem w pełnym zna­czeniu, wciąż nowym zanurzaniem się w głębie istnienia, podczas gdy po prostu ogarnia nas ra­dość. Tak to wyraża Jezus w Ewangelii według św. Jana: « Znowu [...] jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać » (16, 22). Taki kierunek musimy nadać naszej myśli, jeśli chcemy zrozumieć, ku czemu dąży chrześcijańska nadzieja, czego ocze­kujemy od wiary, od naszego bycia z Chrystusem.

15. (…) Czyż patrząc na współczesne dzieje nie przychodzi nam stwierdzić, że nie uda się stwo­rzyć pozytywnego porządku świata tam, gdzie dziczeją dusze?

Przemiana chrześcijańskiej wiary-na­dziei w czasach nowożytnych

19. Musimy pokrótce rzucić okiem na dwa istotne etapy politycznej krystalizacji tej nadziei, gdyż dla rozwoju nadziei chrześcijańskiej, dla jej zrozumie­nia i jej trwałości ma to duże znaczenie. Pierwszym z nich jest Rewolucja Francuska jako próba usta­nowienia panowania rozumu i wolności, również na sposób politycznie realny. W pierwszej chwili Eu­ropa Oświecenia patrzyła z entuzjazmem na te wydarzenia, ale wobec ich rozwoju musiała na nowo zastanowić się nad rozumem i wolnością. Znaczące dla dwóch faz recepcji tego, co działo się we Francji, są dwa dzieła Emanuela Kanta, w których snuje refleksje nad wydarzeniami. W 1792 pisze: Der Sieg des guten Prinzips über das Böse und die Gründung eines Reichs Gottes auf Erden (Zwycięstwo dobrego pryncypium nad złym i usta­nowienie królestwa Bożego na ziemi). Twierdzi w nim: « Stopniowe przejście od wiary kościelnej ku wyłącznemu panowaniu czystej wiary religijnej stanowi przybliżanie się do królestwa Bożego ». Mówi nam także, że rewolucje mogą przyspieszać czas tego przejścia od wiary kościelnej do wiary jedynie rozumnej. « Królestwo Boże », o którym mówił Jezus, otrzymało tu nową definicję i nowy rodzaj obecności; istnieje – żeby tak powiedzieć – nowe « oczekiwanie natychmiastowe »: « Królestwo Boże » pojawia się tam, gdzie wychodzi się poza wiarę kościelną i zastępuje się ją « wiarą religijną », tzn. zwyczajną wiarą rozumową. W 1794 r., w dziele: Das Ende aller Dinge (Koniec wszystkich rzeczy),  pojawia się zmodyfikowany obraz. Teraz Kant bierze pod uwagę możliwość, że obok natu­ralnego końca rzeczy może nastąpić jakiś, prze­ciwny naturze, perwersyjny koniec. W odniesieniu do tego pisze: « Jeśli chrześcijaństwo któregoś dnia doszłoby do stanu, w którym nie byłoby już godne miłości [...], wówczas dominującą myślą ludzi mu­siałaby stać się myśl o odrzuceniu go i przeciw­stawieniu się mu; a Antychryst rozpocząłby – choćby na krótko – swoje panowanie (prawdopo­dobnie oparte na lęku i egoizmie). Z kolei jednak, ponieważ chrześcijaństwo, chociaż przeznaczone mu jest zostać religią powszechną, faktycznie nie mogłoby liczyć na przeznaczenie, mógłby pod względem moralnym nastąpić koniec (perwersyjny) wszystkich rzeczy ».

20. (…) Po rewolucji burżuazyjnej z 1789 roku. nadeszła godzina nowej rewolucji – rewolucji pro­letariackiej: postęp nie mógł się dokonywać zwy­czajnie w sposób linearny, małymi krokami. Po­trzebny był rewolucyjny przeskok. Karol Marks podchwycił ten wymóg chwili i z ostrością języka i myśli starał się – jak mu się wydawało – ostatecz­nie skierować historię ku zbawieniu – ku temu, co Kant określał mianem « królestwa Bożego ». (…) Z wielką precyzją, chociaż w sposób jednostronny i wybiórczy, Marks opisał sytuację swojego czasu i z wielkim talentem analitycznym przedstawił drogę do rewolucji – nie tylko teoretycznie: z partią ko­munistyczną, która zrodziła się z manifestu komu­nistycznego z 1848 roku, konkretnie ją zainicjował. Jego obietnica, dzięki precyzji analizy i jasnemu wskazaniu środków do osiągnięcia radykalnej przemiany, fascynowała i dziś na nowo fascynuje. A potem w sposób jeszcze bardziej radykalny do­szło do rewolucji w Rosji.

21. Jednak zwycięstwo ukazało zarazem ewi­dentny fundamentalny błąd Marksa. (…) Zapo­mniał, że człowiek pozostaje zawsze człowiekiem. Zapomniał o człowieku i o jego wolności. Zapo­mniał, że wolność pozostaje zawsze wolnością, nawet, gdy wybiera zło. Wie­rzył, że gdy zostanie uporządkowana ekonomia, wszystko będzie upo­rządkowane. Jego prawdziwy błąd to materializm: człowiek nie jest bowiem tylko produktem warun­ków ekonomicznych i nie jest możliwe jego uzdro­wienie wyłącznie od zewnątrz, przez stworzenie korzystnych warunków ekono­micznych.

23. (…) Powiedzmy to teraz w spo­sób bardzo prosty: człowiek potrzebuje Boga, w przeciwnym razie nie ma nadziei. (…) Nie ma za­tem wątpliwo­ści, że « królestwo Boże » realizowane bez Boga – a więc królestwo samego człowieka – nieuchronnie zmierza ku « perwersyjnemu koń­cowi » wszyst­kiego, opisanemu przez Kanta. Wi­dzieliśmy i wi­dzimy to wciąż na nowo.

Prawdziwe oblicze chrześcijańskiej na­dziei

24. (…) b) Ponieważ człowiek zawsze pozo­staje wolny, a jego wolność jest zawsze krucha, nigdy na tym świecie nie zaistnieje definitywnie ugruntowane królestwo dobra. Kto obiecuje lepszy świat, który miałby nieodwołalnie istnieć na zaw­sze, daje obietnicę fałszywą; pomija ludzką wol­ność. Wol­ność musi wciąż być zdobywana dla dobra. Wolne przylgnięcie do dobra nigdy nie ist­nieje po prostu samo z siebie. Jeśli istniałyby struktury, które nie­odwołalnie ustanowiłyby jakiś określony – dobry – stan świata, zostałaby zane­gowana wolność czło­wieka, a z tego powodu ostatecznie struktury takie nie byłyby wcale dobre.

26. (…) Człowiek zostaje odkupiony przez mi­łość. Odnosi się to już do sfery czysto światowej. Kiedy ktoś doświadcza w swoim życiu wielkiej mi­łości, jest to moment « odkupienia », który nadaje nowy sens jego życiu. Szybko jednak zda sobie również sprawę z tego, że miłość, która została mu dana, sama nie rozwiązuje problemu jego życia. Jest to krucha miłość. Może zostać zniszczona przez śmierć. Istota ludzka potrzebuje miłości bezwarunkowej.

27. (…) Prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował i wciąż nas miłuje « aż do końca », do ostatecznego « wykonało się! » (por. J 13, 1; 19, 30). Kogo dotyka miłość, ten za­czyna intuicyjnie pojmować, czym właściwie jest « życie ».

28. (…) chciałbym zacytować wielkiego grec­kiego doktora Kościoła, św. Maksyma Wyznawcę († 662), który wpierw napomina, aby niczego nie przedkładać nad poznanie i nad miłość Boga, ale zaraz potem przechodzi do bardzo konkretnych sytuacji: « Kto miłuje Boga, nie może zachowywać pieniędzy dla siebie. Dzieli się nimi w sposób,,Boży" [...] w taki sam sposób według miary spra­wiedliwości ». (…) miłość Boga objawia się w od­powiedzialności za drugiego.

30. (…) Tak więc, choć jest niezbędne nie­ustanne zaangażowanie na rzecz poprawy świata, lepszy świat jutra nie może stanowić właściwego i wystarczającego zakresu naszej nadziei. I wciąż w nawiązaniu do tego rodzi się pytanie: Kiedy świat jest « lepszy »? Co czyni go lepszym? Według ja­kiego kryterium można ocenić, czy jest lepszy? W jaki sposób można osiągnąć to « dobro »?

31. (…) Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć. (…) Bóg jest fundamentem nadziei – nie jakikolwiek bóg, ale ten Bóg, który ma ludzkie obli­cze i umiłował nas aż do końca: każdą jednostkę i ludzkość w całości.

« Miejsca » uczenia się i ćwiczenia w nadziei

I. Modlitwa jako szkoła nadziei

32. Pierwszym istotnym miejscem uczenia się nadziei jest modlitwa. Jeśli nikt mnie już więcej nie słucha, Bóg mnie jeszcze słucha. Jeśli już nie mogę z nikim rozmawiać, nikogo wzywać, zawsze mogę mówić do Boga.

33. (…) Prawidłowa modlitwa jest procesem oczyszczenia wewnętrznego, który czyni nas otwartymi na Boga i przez to właśnie otwartymi na ludzi. W modlitwie człowiek powinien uczyć się, o co prawdziwie powinien prosić Boga – co jest godne Boga. Musi uczyć się, że nie może modlić się przeciw drugiemu. Musi uczyć się, że nie może prosić o rzeczy powierzchowne i wygody, których pragnie w danym momencie – ulegając małej, fał­szywej nadziei, która odwodzi go od Boga. Musi oczyszczać swoje pragnienia i nadzieje. Musi uwalniać się od ukrytych kłamstw, którymi zwodzi samego siebie: Bóg je widzi, a w odniesieniu do Boga człowiek również musi je uznać.

II. Działanie i cierpienie jako miejsca ucze­nia się nadziei

35. Każde poważne i prawe działanie czło­wieka jest czynną nadzieją. (…) Jeśli nie możemy oczeki­wać więcej niż to, co jest osiągalne w danym przy­padku i to, co władze polityczne i ekonomiczne mogą nam zaoferować, nasze życie szybko redu­kuje się i zostaje pozbawione nadziei. Ważne jest wiedzieć, że mogę zawsze żywić nadzieję, nawet jeżeli w moim życiu albo w danym historycznym momencie jest oczywiste, że nie mam czego się spodziewać. (…) Królestwo Boże jest darem i wła­śnie dlatego jest wielkie i piękne, i stanowi odpo­wiedź na nadzieję.

36. (…) Chodzi tu jednak właśnie o nadzieję, a jeszcze nie o spełnienie; o nadzieję, która dodaje nam odwagi, byśmy stanęli po stronie dobra rów­nież tam, gdzie wydaje się, że to beznadziejne, ze świadomością, że w historii – takiej jaką widzimy – moc grzechu pozostaje ciągle straszną teraźniej­szością.

38. (…) Ale także zdolność akceptacji cierpie­nia z miłości do dobra, prawdy i sprawiedliwości stanowi o mierze człowieczeństwa, jeżeli bowiem ostatecz­nie mój dobrobyt, moja nietykalność jest ważniej­sza od prawdy i sprawiedliwości, wówczas panuje prawo mocniejszego; wówczas dominuje przemoc i kłamstwo. Prawda i sprawiedliwość winny być ważniejsze od mojej wygody i nietykal­ności, w przeciwnym razie moje własne życie staje się kłamstwem.

39. (…) Jednak w prawdziwie wielkich pró­bach, w których muszę definitywnie postanowić, że przedkładam prawdę nad dobrobyt, karierę, posia­danie, staje się niezbędna pewność prawdziwej, wielkiej nadziei, o której mówiliśmy. (…) Potrzebu­jemy tego, abyśmy również w małych codziennych wyborach stawiali wyżej dobro niż wygodę – wie­dząc, że właśnie tak prawdziwie przeżywamy ży­cie. Powiedzmy to jeszcze raz: zdolność do cier­pienia z miłości do prawdy jest miarą człowieczeń­stwa. Ta zdolność do cierpienia zależy jednak od rodzaju i od miary nadziei, jaką nosimy w sobie i na jakiej budujemy.

III. Sąd Ostateczny jako miejsce uczenia się i wprawiania w nadziei

43. (…) Bóg jest i Bóg potrafi zaprowadzić sprawiedliwość w sposób, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, a który jednak przez wiarę możemy przeczuwać. Tak, istnieje zmartwychwstanie ciał. Istnieje sprawiedliwość. Istnieje « odwołanie » mi­nionego cierpienia, zadośćuczynienie, które przy­wraca prawo. Dlatego wiara w Sąd Ostateczny jest przede wszystkim i nade wszystko nadzieją. (…) Jestem przekonany, że kwestia sprawiedliwo­ści stanowi istotny argument, a w każdym razie argu­ment najmocniejszy za wiarą w życie wieczne.

44. (…) Świat bez Boga jest światem bez na­dziei (por. Ef 2, 12). Jedynie Bóg może zaprowa­dzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: On to robi. (…) Bóg jest sprawiedliwością i zapew­nia sprawiedliwość. To jest nam pociechą i na­dzieją. (…) Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zaw­sze tę samą wartość. Przeciw takiemu rodzajowi nieba i łaski słusznie protestował na przykład Do­stojewski w powieści Bracia Karamazow. Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą ostatecz­nie przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy.

46. (…) Św. Paweł mówi przede wszystkim, że egzystencja chrześcijańska jest zbudowana na wspólnym fundamencie: Jezusie Chrystusie. Jest to solidny fundament. Jeśli mocno opieramy się na tym fundamencie i na nim zbudowaliśmy nasze życie, wiemy, że nawet w śmierci ten fundament nie może nam być odebrany.

47. (…) Jawi się tu również wzajemne przeni­kanie się sprawiedliwości i łaski: nasz sposób życia nie jest bez znaczenia, ale nasz brud nie plami nas na wieczność, jeśli pozostaliśmy przynajmniej ukie­runkowani na Chrystusa, na prawdę i na miłość. (…) Sąd Boży jest nadzieją, zarówno dlatego, że jest sprawiedliwością, jak i dlatego, że jest łaską. Gdyby był tylko łaską, tak że wszystko, co ziem­skie, byłoby bez znaczenia, Bóg byłby nam winien odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość – decydu­jące dla nas pytanie wobec historii i samego Boga. Gdyby był tylko sprawiedliwością, byłby ostatecz­nie dla nas wszystkich jedynie przyczyną lęku. Wcielenie Boga w Chrystusie tak bardzo połączyło sprawiedliwość i łaskę, że sprawiedliwość jest ustanowiona ze stanowczością: wszyscy oczeku­jemy naszego zbawienia « z bojaźnią i drżeniem » (Flp 2, 12). Niemniej łaska pozwala nam wszystkim mieć nadzieję i ufnie zmierzać ku Sę­dziemu, któ­rego znamy jako naszego « Rzecznika », Para­kletos (por. 1 J 2, 1).

48. (…) Nigdy nie jest za późno, aby poruszyć serce drugiego i nigdy nie jest to bezużyteczne. W ten sposób wyjaśnia się ostatni ważny element chrześcijańskiego pojęcia nadziei. Nasza nadzieja zawsze jest w istocie rów­nież nadzieją dla innych; tylko wtedy jest ona prawdziwie nadzieją także dla mnie samego. Jako chrześcijanie nie powinniśmy pytać się jedynie: jak mogę zbawić siebie samego? Powinniśmy również pytać siebie: co mogę zrobić, aby inni zostali zba­wieni i aby również dla innych wzeszła gwiazda nadziei? Wówczas zrobię najwię­cej także dla mo­jego własnego zbawienia.

Maryja, gwiazda nadziei

50. (…) pod krzyżem, na mocy samego słowa Je­zusa, Ty stałaś się Matką wierzących. Z tą wiarą, która nawet w ciemności Wielkiej Soboty była pewnością nadziei, szłaś ku porankowi Wielkiej Nocy. Radość zmartwychwstania dotknęła Twego serca i złączyła Cię w nowy sposób z uczniami, którzy mieli stać się rodziną Jezusa przez wiarę. (…) « Królestwo » Jezusa okazało się inne od tego, które ludzie mogli sobie wyobrazić. To królestwo rozpoczęło się w tamtej godzinie i nie będzie miało końca. Tak więc pozostajesz pośród uczniów jako ich Matka, jako Matka nadziei. Święta Maryjo, Matko Boga, Matko nasza, naucz nas wierzyć, żywić nadzieję, kochać wraz z Tobą. Wskaż nam drogę do Jego królestwa! Gwiazdo Morza, świeć nad nami i przewódź nam na naszej drodze!

W Rzymie, u Świętego Piotra, dnia 30 listo­pada 2007 r., w święto Świętego Andrzeja Apostoła, w trzecim roku mego Pontyfikatu.

BENEDICTUS PP. XVI

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com