French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Posługa świadka

w dniu czwartek, 01 październik 2009.

Rok Kapłański 19 czerwca 2009 – 19 czerwca 2010

Kazanie wygłoszone 20 kwietnia 1986 r. w Toronto w St. Augustinus Seminary

Józef Kardynał Ratzinger

„To jest Pan" (J 21,1-14)

Czytanie (por. Dz 5,27n-32, 40n-41) i Ewange­lia z trzeciej niedzieli wielkanocnej są świadec­twem o Jezusie Chrystusie i Jego zmartwychwsta­niu. Teksty nie są produktem wyobraźni uczniów, bowiem w tym wypadku byłoby zarozumiałością przyjmować owo świadectwo jako wyraz woli Bożej i stawiać je w opozycji do woli ludzkiej. W takiej optyce byłoby również rzeczą zupełnie niepo­trzebną brać na siebie, w obronie tego świadectwa prześladowanie czy więzienie. Podobnie byłoby też czymś bezsensownym cieszyć się z poniżenia, jakie publicznie wycierpieli uczniowie, gdyby w tym poniżeniu nie była ukryta jakaś wyższa chwała, chwała Boża i chwała prawdy.

Odpowiedź Boga

Świadectwo z samych tylko słów nie przycho­dzi trudno; poza tym może ono być też świadec­twem fałszywym. Gdzie jednak ze świadectwem złączone jest cierpienie, tam życie samo staje się świadectwem, tam wszystko nabiera innego cię­żaru gatunkowego. Apostołowie świadczą o Jezu­sie swoim życiem, ponieważ On sam jest tym, który żyje, jest życiem i oni są tego całkowicie pewni. Świadectwo życia składają Temu, którego widzieli, że żyje.

Tak więc zasadnicze orędzie tego dnia brzmi: Bóg udzielił odpowiedzi, Bóg jest rzeczywiście Bogiem, Bóg ma władzę nad światem, władzę nad naszym życiem, władzę, która sięga także poza naszą śmierć. Bóg jest Bogiem. Posiada moc, a Jego moc to dobroć, która obdarza życiem – ży­ciem rzeczywistym. Ponieważ Apostołowie wie­dzieli o tym nie tylko z teorii (a pozostało to w ich duszach jako żywe przekonanie), dlatego też byli oni pełni radości.

Liturgia Kościoła chce nas doprowadzić do przyjęcia tej radości, radości ludzi zbawionych. Otrzymujemy ją w tej mierze, w jakiej rozpozna­jemy Chrystusa; w tej mierze, w jakiej również nam staje się jasne, że On żyje, że rzeczywiście zmar­twychwstał.

Czytanie i Ewangelia są świadectwem o Chry­stusie. On jest właściwie podmiotem tych tekstów, podobnie jak jest też prawdziwym podmiotem na­szej liturgii. Wskazując na Chrystusa, kreślą nam oba teksty także obraz świadka Chrystusowego.

Charakterystyka świadka

Co wyróżnia świadka? Pierwszy i podstawowy warunek widoczny jest wyraźnie w opowiadaniu o pojawieniu się Zmartwychwstałego nad brzegami Genezaret. Apostołowie wrócili do domu, do swo­ich zajęć. Razem z Piotrem idą łowić ryby.

Na brzegu stoi jakiś nieznajomy. Uczeń, któ­rego Jezus miłował, rozpoznaje Go – „To jest Pan". Piotr zrywa się, ubiera i rzuca się w morze, aby pospieszyć Panu naprzeciw. Pierwszy warunek może być więc sformułowany tak: chcąc być świadkiem Jezusa, trzeba Go widzieć i znać. Ale jak się to dokonuje? Ewangelia mówi nam, że tylko Miłość Go zna. Jezus stoi na brzegu; w pierwszej chwili nie rozpoznajemy Go, dopiero poprzez głos Kościoła słyszymy: „To jest On". Od nas zależy, czy wyruszymy, czy Go będziemy szukać, czy podejdziemy bliżej do Niego. Spotykamy Go, wsłu­chując się w słowa Pisma św., żyjąc sakramen­tami, w osobistej modlitwie, w tych, których życie przepełnione jest Jezusem, w rozmaitych doświad­czeniach naszego życia i na wiele innych sposo­bów. Tak On nas szuka, tak my Go poznajemy.

Podchodzić bliżej do Boga różnymi drogami, uczyć się Go rozpoznawać – to właśnie zasadni­cze zadanie studium teologii. Bo jeśli te wszystkie naukowe tezy nie odnoszą się do rzeczywistości naszego życia, to owo studium w gruncie rzeczy mówi o niczym. Im bardziej jednak sami Go rozpo­znajemy, tym bardziej zaczynają do nas przema­wiać słowa Pisma; tym bardziej stają się one na­szymi drogami ku Niemu i od Niego ku ludziom.

Świadek musi zatem najpierw „być", a potem „działać"; musi stać się przyjacielem Chrystusa, aby być rzeczywistym świadkiem, a nie tylko prze­kazicielem Orędzia z drugiej ręki.

Działalność świadka

Ale teraz trzeba postawić pytanie o działalność świadka: co on powinien robić? Ewangelia daje nam odpowiedzi, które właściwie stanowią jedną jedyną odpowiedź. Zanim Piotrowi powierzona zostanie władza pasterska, pyta go Jezus: Czy kochasz mnie? Piotr musi kochać Jezusa. Dopiero wówczas usłyszy: Paś owce moje. Piotr ma do wypełnienia zadanie pasterskie. W końcu powie mu Jezus: Gdy byłeś młodszy, chodziłeś własnymi drogami, teraz Inny decyduje o twojej drodze i prowadzi cię, teraz nie twoja wola decyduje o two­jej drodze, ale wola tego Innego. Piotr musi pójść za Jezusem. Naśladowanie należy więc do służby ucznia – ta służba jest drogą.

Paść

Kochać – paść – naśladować: tymi trzema sło­wami określa Ewangelia istotę urzędu apostol­skiego, a więc także istotę kapłańskiego posługi­wania. Ponieważ miłość stanowi podstawę wszyst­kiego, możemy poprzestać na rozważeniu pozo­stałych dwóch słów.

Zacznijmy od słowa „paść". Słowo to wprowa­dza nas w czas nomadów, kiedy to Izrael był przede wszystkim ludem pasterzy bydła. W dzisiej­szej Ewangelii znajdziemy właściwie to samo, tyle że naświetlone z innego punktu widzenia: ucznio­wie Jezusa, zgromadzeni przez Niego nad Jezio­rem Galilejskim, byli pierwotnie rybakami; w tej perspektywie też ukazał im Jezus ich przyszły zawód: „Odtąd ludzi będziesz łowił" – powiedział do Piotra w dniu jego powołania (Łk 5,10).

Ze wszystkich interpretacji tego słowa, jakie znalazłem, najsilniejsze wrażenie wywarło na mnie tłumaczenie św. Hieronima. Mówi on mniej więcej tak: Wyciągnięcie ryby z wody oznacza dla niej utratę środowiska życiowego. Ryba nie może od­dychać i ginie. Wręcz coś przeciwnego dzieje się z nami w momencie Chrztu św., gdy stajemy się chrześcijanami. Do tej pory żyliśmy w słonych wodach tego świata. Nie byliśmy w stanie dostrzec światła, Bożego światła. Nie byliśmy w stanie ogarnąć wzrokiem przestrzeni świata. Nasz wzrok uwięziony był w ciemnościach wody, patrzyliśmy w dół, nasze życie zatopione było w słonych wodach świata śmierci. W chrzcie świętym zostajemy stamtąd wyciągnięci i zaczynamy widzieć światło: zaczynamy rzeczywiście żyć.

Myślę, że dziś nie tak trudno przekonać się o prawdziwości tych wywodów. Życie bez Boga i przeciw Bogu – co wydaje się z początku tak ku­szące i przynoszące wolność – w rzeczywistości stwarza jedynie wielki smutek i jakiś wzrastający gniew. Człowiek taki wścieka się na społeczeń­stwo, na świat, na samego siebie i na innych. Życie wydaje mu się jakąś błędną konstrukcją, a czło­wiek pomyłką ewolucji. Człowiek taki pozbawiony został właściwego środowiska życiowego i teraz wszystko przybrało smak soli, smak goryczy i śmierci. Człowiek jest powołany do tego, aby od­dychać nieskończonością wiecznej miłości; jeżeli tego nie potrafi, to jest uwięziony, to jest bez świa­tła. Dopiero wiara – jak to mówią psalmy – wpro­wadza nas w przestrzeń.

Co znaczy więc „łowić ludzi"? To znaczy: wy­prowadzić ich na wolność w Bożą przestrzeń, w przewidziane dla nich środowisko życia. Oczywi­ście ten, kto zostaje wyrwany ze swoich przyzwy­czajeń, najpierw zwykle broni się przed tym – jak to dosadnie przedstawił Platon w przypowieści o perle. Kto przyzwyczaił się do morza, początkowo myśli, że z chwilą wyciągnięcia go na światło, straci życie – ukochał bowiem ciemności. „Być rybakiem ludzi" – to więc nie jakieś wygodne przedsięwzięcie, ale coś najbardziej wspaniało­myślnego i po ludzku najpiękniejszego, co można dać. Z pewnością do całości „obrazu" należą też te liczne daremne wyprawy. Ale mimo to towarzysze­nie ludziom na drodze do światła, uczenie ich po­znawania tego światła i przestrzeni Bożej – to coś wspaniałego. Kiedy sam przed 35 laty zaczynałem „łowić ludzi", bałem się wówczas, czy wszystko pójdzie dobrze. Ale już wkrótce doświadczyłem i ciągle na nowo odkrywam, jak prawdziwa jest obietnica Pana, że już na tym świecie wynagrodzi On stokrotnie nasz wkład – wprawdzie wśród prze­śladowań, ale słowa dotrzymuje (por. Mk 10,29n).

Oczywiście, trzeba by jeszcze przemyśleć istotę „sztuki" łowienia ludzi. W dzisiejszej Ewan­gelii Jezus daje uczniom do jedzenia chleb i rybę. Chleb i ryba symbolizują Jego samego. Tak jak On stał się obumarłym ziarnem pszenicznym, tak samo stał się i rybą. On sam zstąpił w głębiny mor­skie. Całe życie Jezusa było wypełnieniem znaku Jonasza. Świadkiem może być tylko ten, kto daje siebie – powiedzieliśmy przed chwilą. Tylko ten, kto jak Jezus, sam staje się rybą – może być ryba­kiem ludzi.

Naśladowanie

W ten sposób doszliśmy do problemu naśla­dowania. Rezygnując z obrazów, można by powie­dzieć po prostu, że naśladowanie jest istotą służby pasterskiej. Pasterz stoi na czele owiec, a one idą za nim – mówi nam Ewangelia św. Jana. Tylko wtedy możemy prowadzić innych, gdy idziemy na czele. A stoimy na czele, gdy idziemy za Tym, który przeszedł przed nami wszystkimi, gdy idziemy za Jezusem Chrystusem.

W scenach związanych z Piotrem podają nam Ewangelie rozmaite wskazania, co oznacza „na­śladowanie". Jedna z najbardziej przejmujących scen rozgrywa się bezpośrednio po Piotrowym wyznaniu wiary w Chrystusa, będąca początkiem historii prymatu. Pan przepowiadając swoje cier­pienie, podkreślił przez to cechę szczególną swego królestwa. I jeżeli wcześniej przez Piotra mówiło coś więcej niż ciało i krew, tak teraz dochodzą wyraźnie do głosu właśnie ciało i krew. Na słowa Chrystusa o czekającym Go cierpieniu Piotr czyni Mu wyrzuty i upomina Go. Odpowiedź Jezusa jest wyjątkowo surowa: „Precz mi z oczu szatanie" (Mk 8,33). Piotr sam chciał iść na przedzie i wytyczać Jezusowi drogę. Naśladować znaczy: nie wyszu­kiwać sobie drogi. Naśladować znaczy: oddać swoją wolę woli Jezusa i dać jej rzeczywiście pierwszeństwo.

Rozpatrzmy jeszcze inny aspekt tego zdarze­nia. Piotr znajduje się na morzu, Jezus na lądzie. Aby dotrzeć do Jezusa, rzuca się Piotr szybko i zdecydowanie do wody. W ten sposób to piękne opowiadanie pokrewne jest temu, gdzie Piotr wy­chodzi z łodzi i przychodzi do Pana, którego widzi kroczącego po wodzie. Dopóki patrzy on na Je­zusa, idzie bez przeszkód. W momencie, gdy przenosi swoją uwagę na wiatr i wodę, zaczyna tonąć (por. Mt 14,28-32). Piotr idzie drogą, która sprzeczna jest z prawem ciążenia. Może iść tą drogą tak długo, jak długo pozwala się nieść nowej i większej sile ciążenia, wynikającej z bliskości Jezusa Chrystusa, zgodnie z Jego zapewnieniem: „Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J 16,33).

Naśladując Jezusa, możemy iść taką drogą, która ukierunkowana jest przeciw naturalnej sile ciążenia, przeciwko sile ciążenia egoizmu, przeciwko szukaniu tylko tego, co materialne, szukaniu maksimum rozkoszy, która bywa mylona ze szczęściem. Na­śladowanie jest drogą prowadzącą przez wzbu­rzone, spiętrzone wody. Jest drogą, którą możemy iść wtedy, gdy jesteśmy w obszarze grawitacyj­nego pola miłości Jezusa, kiedy wpatrujemy się w Niego, kiedy niesie nas siła łaski, umożliwiająca nam dotarcie do prawdy i do Boga. Sami nie byli­byśmy w sanie przejść tej drogi. Dlatego naślado­wanie Chrystusa jest czymś więcej niż tylko ak­ceptacją jakiegoś określonego programu, więcej niż sympatią i solidarnością z człowiekiem, w któ­rym widzimy nasz wzór. Idziemy nie tylko za Jezu­sem-Człowiekiem, lecz także za Chrystusem – Synem Boga żywego. Idziemy Bożą drogą.

Dokąd prowadzi droga Jezusa? Prowadzi ku zmartwychwstaniu, na to miejsce po prawicy Ojca. Tę właśnie drogę mamy na myśli, gdy mówimy o naśladowaniu Chrystusa. W tym wyczerpuje się całe powołanie człowieka i dochodzimy rzeczywi­ście do celu, osiągamy niepodzielne i nieznisz­czalne szczęście. W tym kontekście też rozu­miemy, dlaczego krzyż jest częścią składową na­śladowania Chrystusa (Mk 8,34). Inaczej nie można dojść do zmartwychwstania, do wspólnoty z Bogiem. Jeżeli chcemy być sługami i świadkami Chrystusa, musimy wpierw sami przejść tę całą drogę. I każdy krok na tej drodze jest inny – zależ­nie od tego, czy przyjmie się tę drogę w całości, czy też zrobi się z niej tylko jakiś partyjny program. Do Chrystusa możemy przyjść tylko wtedy, kiedy mamy odwagę zawierzyć siebie Jego sile ciężko­ści, sile ciężkości Jego łaski.

Być prowadzonym tam, dokąd się nie chce

W zakończeniu naszego opowiadania znajdu­jemy wreszcie jeszcze inny zaskakujący obraz naśladowania: „Wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21,167). Prawdopodobnie jest to zapowiedź śmierci krzyżowej, jaką ma umrzeć Piotr na drodze naśladowania Jezusa: jego ręce zostaną wycią­gnięte i przybite. To, co w sporze między Piotrem a Jezusem po zapowiedzi męki, zostało tylko nad­mienione, teraz staje się całkiem wyraźne: Piotr musi odstąpić od swej własnej woli – już nie on będzie stanowił o sobie, lecz ktoś inny go opasze.

Ilekroć słyszę tę perykopę, tyle razy przypo­mina mi się mały szczegół z ceremonii moich święceń kapłańskich, zapadł mi on głęboko w du­szy. Po namaszczeniu wiązano nam wówczas ręce i tymi związanymi rękoma każdy z nas dotykał kielich. Ręce, a przez nie całe nasze istnienie, wydawały się być związane z kielichem. Kielich kojarzy mi się tu z pytaniem Jezusa, skierowanym do braci Jakuba i Jana: „Czy możecie pić kielich, który ja mam pić" (Mk 10,38)?

Kielich eucharystyczny – centrum życia ka­płańskiego – zawsze przywodzi na myśl te słowa i związane ręce, namaszczone olejem krzyżma świętego. Ręce są wyrazem naszej samodyspozy­cji, naszej władzy: rękoma można coś uchwycić, coś wziąć w posiadanie, rękoma można się bronić. Ręce związane są wyrazem niemocy, rezygnacji z siły. Te związane ręce włożone są w ręce Pana i położone na kielichu. Można by powiedzieć: w tym widać wyraźnie, że Eucharystia stanowi centrum kapłańskiego życia. Ale Eucharystia jest czymś więcej niż tylko ceremonią i liturgią: jest formą życia. Związane ręce mówią: nie należę już do siebie, należę do Niego, a przez Niego do innych. Naśladowanie jest gotowością do takiego związa­nia, podobnie jak i Chrystus ostatecznie związał się z nami. Związane ręce są w rzeczywistości rękami otwartymi – jak to mówi Ewangelia – rękami wyciągniętymi. Odwaga ostatecznego związania, całkowite „tak" – to jest właśnie naśladowanie. Dopiero w tym całkowitym „tak" idziemy tą całą drogą, o której przed chwilą mówiliśmy. I tylko cała droga jest prawdziwą drogą, bo prawda i miłość nie dają się dzielić. Prośmy Pana, aby pozwolił nam coraz to głębiej rozumieć tę tajemnicę naśladowa­nia.

Prośmy Go, aby dał nam odwagę do opusz­czenia łodzi naszych ziemskich zabezpieczeń i gwarancji, odwagę do chodzenia po wodzie. Pro­śmy Go, aby w odpowiednim momencie wyciągnął do nas swe ramiona, aby chwycił nas za rękę i wsiadł do naszej łodzi. Dziękujemy Mu za to, że wezwał nas, abyśmy przed Nim stali i Jemu służyli. Amen.

Józef Kardynał Ratzinger

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com